Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

to co na ciebie łożę od tylu lat! Bierz swoje łachy i idź do pana mera.
Juljan, zdziwiony że się obeszło bez bicia, ruszył czemprędzej. Ale, ledwie zszedł z oczu groźnemu ojcu, zwolnił kroku. Pomyślał, iż z korzyścią dla jego hipokryzji będzie wstąpić do kościoła.
Dziwi was to słowo? Nim doszła do tego ohydnego słowa, dusza młodego wieśniaka musiała przebiec wiele drogi.
W dzieciństwie, widział, jak dragoni szóstego pułku[1], w długich białych płaszczach, w kaskach z czarną włosianą kiścią, wracając z Włoch, wiązali konie do zakratowanego okna ojcowskiego domu: widok ten obudził w nim szaloną namiętność do wojska. Później słuchał z upojeniem o bitwach pod Lodi, Arcole, Rivoli, o których opowiadał mu stary chirurg. Widział płomienie w oczach starca kiedy spoglądał na swój krzyż.
Ale, kiedy Juljan miał czternaście lat, zaczęto budować w Verrières kościół, który, jak na małe miasteczko, można było nazwać wspaniałym. Oko Juljana uderzyły zwłaszcza cztery marmurowe kolumny; stały się sławne w okolicy przez śmiertelną nienawiść jaką wznieciły między sędzią pokoju, a młodym wikarym, przysłanym z Besançon i uchodzącym za szpiega kongregacji. Sędzia pokoju omal nie stracił miejsca: przynajmniej tak powszechnie mówiono. Ośmielił się wejść w zatarg z księdzem, który prawie co dwa tygodnie bywał w Besançon, gdzie, powiadano, widywał samego biskupa!

Wówczas to, sędzia pokoju, ojciec licznej rodziny, wydał kilka wyroków rażących swą niesprawiedliwością: wszystkie godziły w obywateli czytujących dziennik Constitutionnel. Dobra sprawa tryumfowała. Chodziło, coprawda, tylko o sumy kilkofrankowe; jedna z tych grzywien dosięgła pewnego gwoździarza, chrzestnego ojca Juljana. Oburzony, człowiek ów wykrzyknął: „Cóż za zmia-

  1. Autor był podporucznikiem w 6-tym pułku dragonów w 1800.