Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

tycznym nieco umyśle pani de Rênal poczęła się zrazu myśl, że to może być przebrana dziewczyna, przychodząca prosić pana mera o jakąś łaskę. Uczuła litość dla nieboraka, który stał jak wryty i widocznie nie śmiał pociągnąć dzwonka. Pani de Rênal zbliżyła się, zapominając na chwilę o trosce, jaką budziła w niej myśl o preceptorze. Juljan, wpatrzony w bramę, nie widział pani de Rênal. Zadrżał, kiedy łagodny głos ozwał się tuż nad jego uchem:
— Czego sobie życzysz tutaj, dziecko?
Juljan obrócił się żywo; uderzony pełnem wdzięku spojrzeniem pani de Rênal, zapomniał poniekąd o swej nieśmiałości. Niebawem, zdumiony jej urodą, zapomniał wszystkiego, nawet po co przyszedł. Pani de Rênal powtórzyła pytanie.
— Zgodziłem się za nauczyciela, proszę pani, rzekł wreszcie, zawstydzony łzami, które starał się otrzeć ukradkiem.
Pani de Rênal zatrzymała się w zdumieniu; mogli się sobie przyjrzeć z bliska. Juljan nie widział nigdy istoty tak ładnie ubranej, ani zwłaszcza z tak olśniewającą cerą: w dodatku przemawiała doń tak łagodnie! Pani de Rênal patrzała na duże łzy toczące się po bladych wprzódy, a tak różowych obecnie policzkach chłopca. Niebawem, zaczęła się śmiać z szaloną, dziewczęcą pustotą; śmiała się z siebie, nie mogła się nacieszyć swojem szczęściem. Jakto! to jest ów nauczyciel, którego wyobrażała sobie jako brudnego i źle odzianego klechę, mającego łajać i bić jej dzieci!
— Jakto! to pan, rzekła wreszcie; pan umie po łacinie?
To słowo pan oszołomiło Juljana, który zacukał się na chwilę.
— Tak, pani, rzekł nieśmiało.
Pani de Rênal czuła się tak szczęśliwa, iż odważyła się spytać:
— Nie będzie pan bardzo łajał biednych malców?
— Ja, pani? rzekł Juljan zdziwiony, dlaczego?
— Nieprawdaż, dodała po chwili z rosnącem wzruszeniem, będzie pan dobry dla nich, przyrzeka mi pan?