ko, że w kilka dni potem, pan de Rênal, lękając się by mu go nie odmówiono, zaproponował podpisanie umowy na dwa lata.
— Nie, proszę pana, odparł chłodno Juljan. Gdyby mnie pan zechciał odprawić, zmuszony byłbym opuścić dom. Umowa która wiąże mnie, nie zobowiązując pana do niczego, nie jest równa, nie mogę jej przyjąć.
Juljan umiał się tak postawić, iż, w niespełna miesiąc, sam pan de Rênal musiał go szanować. Ponieważ proboszcz poróżnił się z pp. de Rênal i Valenod, nikt nie mógł zdradzić dawnego kultu Juljana dla Napoleona: on sam mówił o swem bożyszczu jedynie ze wstrętem.
Nie umieją tknąć serca, aby go nie urazić.
Współczesny.
Dzieci ubóstwiały go, on ich nie lubił; myśl jego była gdzieindziej. Cokolwiek te smarkacze wyprawiały, nie niecierpliwił się nigdy. Chłodny, sprawiedliwy, niewzruszony, a mimo to kochany, ponieważ przybycie jego wypędziło poniekąd nudę, Juljan był dobrym nauczycielem. On sam odczuwał jedynie nienawiść i wstręt do wyższego towarzystwa gdzie go dopuszczono, co prawda do szarego końca stołu, co tłumaczy może jego niechęć i wstręt. Zdarzały się wystawne obiady, w czasie których ledwie mógł wstrzymać nienawiść do wszystkiego co go otaczało. Raz, w dzień św. Ludwika, gdy pan Valenod rozprawiał w domu państwa de Rênal, Juljan omal się nie zdradził; wymknął się do ogrodu, pod pozorem poszukania dzieci.
— Cóż za pochwały uczciwości! wykrzyknął; powiedziałby kto że najwyższa cnota; a równocześnie co za szacunek, co za uniżoność dla człowieka, który najoczywiściej podwoił i potroił majątek od czasu jak zarządza mieniem ubogich! Założyłbym się, że