Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

sta; ale jego ton, zaledwie powściągany ogień tryskający z jego oczu, zaniepokoiły księdza Chélan.
Nie trzeba nadto źle wróżyć o przyszłości Juljana: posługiwał się wzorowo językiem przemyślnej obłudy. Jak na jego wiek, było to nieźle. Co się tyczy tonu i gestów, trzeba mieć na uwadze, że wyrósł on wśród chłopów, nie mając przed oczami pierwszorzędnych wzorów. W dalszem życiu, skoro tylko mu było dane zbliżyć się do elity, cudownie opanował tak gesty jak słowa.
Pani de Rênal dziwiła się, że Eliza tak mało jest ucieszona spadkiem; dziewczyna wciąż wymykała się do proboszcza i wracała ze łzami w oczch: wreszcie, zwierzyła się pani ze swych małżeńskich planów.
Pani de Rênal miała uczucie że jest chora; trawiła ją jakby gorączka, bezsenność; żyła jedynie wówczas gdy widziała w pobliżu pokojówkę albo Juljana. Nie była zdolna myśleć o niczem innem jak tylko o nich i o ich przyszłem szczęściu. To skromne gospodarstwo, w którem na wszystko miało starczyć pięćdziesiąt ludwików renty, przedstawiało się jej w czarujących barwach, Juljan mógłby wszak zostać adwokatem w Bray, powiatowem mieście o dwie mile od Verrières: wówczas widywałaby go niekiedy.
Pani de Rênal szczerze myślała że zwarjuje; powiedziała to mężowi i wkońcu rozchorowała się. Tegoż samego dnia, gdy Eliza kręciła się po pokoju, zauważyła że dziewczyna popłakuje. W tej epoce nie znosiła Elizy i właśnie połajała ją za coś: przeprosiła ją. Eliza rozpłakała się na dobre: prosiła pani aby jej pozwoliła zwierzyć się ze swem nieszczęściem.
— Mów, rzekła pani de Rênal.
— Otóż, proszę pani, nie chce mnie; niegodziwcy nagadali mu coś o mnie, i on wierzy.
— Kto cię nie chce? spytała pani de Rênal, ledwie mogąc oddychać.
— A któżby, proszę pani? Pan Juljan, odparła dziewczyna szlochając. Ksiądz proboszcz nie mógł go przekonać; ksiądz pro-