Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Juljan spostrzegł jej wzruszenie i skorzystał z niego w lot.
— Mam panią prosić o drugą łaskę: błagam, aby pani nie oglądała portretu, to moja tajemnica.
— Tajemnica! powtórzyła pani de Rênal gasnącym głosem.
Ale, mimo iż wzrosła między ludźmi dumnymi z majątku i wrażliwymi jedynie na pieniądz, dusza jej wyszlachetniała już przez miłość. Okrutnie zraniona, pani de Rênal zdobyła się wszelako na akcent szczerego poświęcenia, zadając Juljanowi parę niezbędnych pytań.
— Zatem, rzekła odchodząc, okrągłe pudełko z czarnego kartonu?
— Tak, pani, odparł Juljan z owem twardem wejrzeniem, jakie przybierają mężczyźni w chwilach niebezpieczeństwa.
Weszła na drugie piętro, blada jakgdyby szła na śmierć. Na domiar nieszczęścia, czuła iż bliska jest omdlenia; ale chęć ratowania Juljana dodała jej siły.
— Muszę mieć to pudełko, rzekła przyspieszając kroku.
Usłyszała jak mąż mówi coś do służącego: byli w pokoju Juljana; szczęściem przeszli do pokoju dzieci. Podniosła materac i zanurzyła rękę w sienniku tak gwałtownie, że sobie podrapała palce. Ale, mimo że bardzo wrażliwa na ból, nie uczuła zgoła nic, gdyż w tej chwili zmacała pudełko. Chwyciła je i wyszła.
Ledwie znalazła się poza niebezpieczeństwem, zrobiło się jej słabo.
Juljan zakochany! to portret kobiety którą kocha!
Osunąwszy się na krzesło, pani de Rênal przechodziła wszystkie męki zazdrości. Znowuż naiwność przyszła jej z pomocą: zdumienie paraliżowało ból. Juljan wszedł, chwycił pudełko nie dziękując, bez słowa; pobiegł do swego pokoju, rozniecił ogień i spalił je w jednej chwili. Był blady, bez tchu; przesadzał rozmiar minionego niebezpieczeństwa.