Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom I.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

godzić się z losem i dalej wieść wesołą rozmowę, kiedy usłyszał kroki pana de Rênal.
Chłopak miał jeszcze w uszach obelżywe słowa usłyszane rano. — Czyżby to nie był, rzekł sobie, wspaniały sposób zadrwienia z tego człowieka, tak obsypanego darami fortuny, trzymać za rękę jego żonę właśnie w jego obecności? Tak, ja to uczynię, ja, z którym obszedł się tak wzgardliwie.
Spokój Juljana, tak obcy jego charakterowi, pierzchnął; całą duszę jego wypełniło zaprawne lękiem pragnienie aby pani de Rênal zechciała mu dać swą rękę.
Pan de Rênal, silnie poirytowany, zaczął mówić o polityce: chodziło o paru przemysłowców, którzy, wyrósłszy mu ponad głowę majątkiem, próbowali pokrzyżować wybory. Pani Derville słuchała. Juljan, podrażniony temi wywodami, przysunął krzesło do pani de Rênal. Ruchy jego ginęły w ciemności. Odważył się oprzeć rękę tuż przy ładnem ramieniu które wychylało się, obnażone, z sukni. Zamęt jakiś ogarnął jego myśli, nie wiedział co robi: zbliżył policzek do tego pięknego ramienia, ośmielił się położyć na niem wargi.
Pani de Rênal zadrżała. Mąż był o cztery kroki; czemprędzej dała rękę Juljanowi, odpychając go równocześnie nieco. Gdy pan de Rênal miotał dalej zniewagi na bogacących się chłystków i jakobinów, Juljan okrywał dłoń jego żony namiętnemi pocałunkami: takiemi wydały się przynajmniej pani de Rênal. A jednak, tegoż nieszczęsnego dnia, biedna kobieta miała dowód, że człowiek, którego ubóstwiała nie przyznając się do tego przed sobą, kocha inną! Przez cały czas nieobecności Juljana, była pastwą straszliwej boleści, która pobudziła ją do zastanowienia.
— Jakto! czyżbym kochała? mówiła sobie; miałażby to być miłość? Ja, kobieta zamężna, byłabym zakochana? Ależ, mówiła sobie, nigdy mąż nie budził we mnie tego dzikiego szału, który sprawia, że nie mogę oderwać myśli od Juljana. W gruncie rzeczy, to dziecko, pełne szacunku dla mnie! To szaleństwo minie. Cóż ob-