Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc nie kocha mnie już pani?
— Brzydzi mnie, że oddałam się pierwszemu lepszemu, rzekła płacząc z wściekłości.
Pierwszemu lepszemu! wykrzyknął Juljan, i porwał stary średniowieczny miecz, przechowywany w bibljotece jako osobliwość.
Ból jego, już tak dotkliwy w chwili gdy odezwał się do panny de la Mole, pomnożyły stokrotnie łzy wstydu, które wylewała w jego oczach. Byłby najszczęśliwszy, gdyby ją mógł zabić.
W chwili gdy z trudem wyciągał miecz z zardzewiałej pochwy, Matylda, szczęśliwa z nowego wrażenia, podeszła dumnie; przestała płakać.
Myśl o margrabi de la Mole, swoim dobroczyńcy, stanęła Juljanowi żywo przed oczami. — Zabić jego córkę! rzekł sobie, cóż za ohyda! Już miał odrzucić szpadę. — Ani chybi, pomyślał, ona parsknie śmiechem na widok tego melodramatycznego gestu! Ta myśl sprawiła, że odzyskał zimną krew. Obejrzał ciekawie brzeszczot, jakgdyby szukał na nim rdzawej plamy; następnie schował go do pochwy i spokojnie powiesił na złoconym gwoździu.
Czynność ta, dokończona bardzo wolno, trwała z minutę; panna patrzyła nań zdziwiona. Omal tedy nie zginęłam z ręki kochanka! powtarzała sobie.
Myśl ta przenosiła ją w najpiękniejsze czasy Karola IX i Henryka III.
Stała nieruchomo przed Juljanem, który właśnie powiesił broń, patrzała nań już bez nienawiści. Trzeba przyznać, że była urocza w tej chwili, nie było w niej śladu lalki paryskiej (główny zarzut Juljana wobec Paryżanek).
— Znowu gotowabym ulec, myślała Matylda; dopierożby się uważał za mego pana i władcę i to właśnie w chwili gdym doń mówiła tak ostro. Uciekła.
— Boże! jaka ona piękna! rzekł Juljan patrząc za odchodzącą: pomyśleć, że niespełna przed tygodniem ta istota rzucała mi