się w ramiona z taką furją... I te chwile nie wrócą nigdy! i to z mojej winy! i, w chwili tak niezwykłego, tak chlubnego dla mnie zdarzenia byłem na nie nieczuły!... Trzeba przyznać, że natura dała mi płaski i nieszczęśliwy charakter!
Wszedł margrabia; Juljan czemprędzej oznajmił wyjazd.
— Dokąd? spytał pan de la Mole.
— Do Languedoc.
— O nie, za pozwoleniem, mam dla ciebie ważniejsze przeznaczenia; jeśli pojedziesz, to na północ... a nawet, mówiąc po wojskowemu, internuję cię w pałacu. Bądź łaskaw nie oddalać się na dłużej, mogę cię potrzebować w każdej chwili.
Juljan skłonił się i wyszedł bez słowa, ku zdumieniu margrabiego. Nie był w stanie mówić, zamknął się w pokoju. Tam, mógł swobodnie rozpamiętywać całą okropność swego położenia.
— Tak więc, myślał, nie mogę nawet się oddalić! Bóg wie, jak długo margrabia zatrzyma mnie w Paryżu; Boże! cóż się ze mną stanie? i nie mam przyjaciela któregobym się mógł poradzie: ksiądz Pirard nie pozwoliłby mi dokończyć pierwszego zdania, hrabia Altamira zaproponowałby mi udział w jakim spisku.
A tymczasem ja oszaleję, czuję to, oszaleję!
Któż mną pokieruje, co się stanie ze mną?
I ona mi to wyznaje! Rozwodzi się nad najdrobniejszemi szczegółami. Piękne jej oczy, utkwione w moich, malują jej miłość dla innego!
Schiller.
Panna de la Mole, zachwycona, myślała jedynie o tem szczęściu, że jej omal nie zabito. Chwilami mówiła sobie: Wart jest być moim panem, skoro już gotów był mnie zabić. Iluż salono-