że to było dzikie z mej strony pogniewać się o słowa, w których błyszczało tyle szacunku, tyle miłości. Czyż nie jestem jego żoną? Ten wykrzyknik był bardzo naturalny i, trzeba przyznać, bardzo ujmujący. Juljan kochał mnie jeszcze po tych nielitościwych rozmowach, w których drażniłam go okrutnie memi kaprysami dla tych paniczów, o których tak jest zazdrosny. Och! gdyby wiedział, jak mało są groźni! jak bardzo, w porównaniu z nim, wydają mi się mizerni i szablonowi.
Podczas tych rozmyślań, Matylda wodziła ołówkiem po kartce albumu. Naszkicowany profil zdumiał ją i zachwycił: był uderzająco podobny do Juljana. — To głos nieba! to istny cud miłości, wykrzyknęła z uniesieniem: bezwiednie narysowałam jego portret.
Uciekła do swego pokoju, zamknęła się wzięła się do pracy, próbowała serjo zrobić portret Juljana, ale nie mogła; profil skreślony przypadkiem okazał się najpodobniejszy. Matylda była uszczęśliwiona, widziała w tem oczywisty dowód wielkiego uczucia.
Rozstała się z albumem bardzo późno, dopiero kiedy trzeba było jechać z matką na operę. Miała tylko jedną myśl: szukała Juljana wzrokiem, aby matka zaprosiła go do teatru.
Nie zjawił się; jedynie zwykli znajomi odwiedzili panie w loży. Przez pierwszy akt, Matylda marzyła o ukochanym z najżywszą namiętnością; w drugim, fraza, której towarzyszyła melodja godna Cimarozy, przeniknęła jej serce. Bohaterka mówiła: „Muszę się skarać za nadmiar mego uwielbienia, nadto go kocham!“
Świat cały znikł dla Matyldy, gdy usłyszała tę boską kantylenę. Mówiono do niej, nie odpowiadała; matka łajała ją, ale panna ledwie mogła się przemóc aby na nią spojrzeć. Egzaltacja jej dorównywała najżywszym wzruszeniom. Pełna boskiego uroku kantylena, której słowa zadziwiająco odpowiadały jej położeniu, zaprzątała wszystkie chwile nie wypełnione wprost myślą o Juljanie. Miłość z głowy jest, zapewne, inteligentniejsza niż prawdziwa miłość, ale miewa jedynie rzadkie chwile upojenia; zbyt jest
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/114
Ta strona została uwierzytelniona.