Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

rzyły bajora. A teraz, kiedyśmy się już zgodzili, że taki charakter jak Matyldy niemożliwy jest w naszej roztropnej i cnotliwej epoce, mogę, z mniejszą obawą obrażenia uszu, opowiadać dalej szaleństwa tej sympatycznej dziewczyny).
Cały dzień szukała sposobności, któraby potwierdziła jej tryumf nad szaloną miłością do Juljana. Głównym jej celem było dokuczać mu na każdym kroku; ale żaden jego ruch nie uszedł jej uwagi.
Juljan zbyt był nieszczęśliwy, a zwłaszcza zbyt wzruszony aby odgadnąć tak skomplikowany manewr; tem mniej nie umiał dostrzec zwrotu w sercu Matyldy: przypałcił to ciężko, nigdy może tyle nie cierpiał. Tak dalece nie panował nad swemi czynnościami, że, gdyby jakiś zgryźliwy filozof powiedział mu: „Staraj się szybko skorzystać z pomyślnego nastroju; w tego rodzaju miłości mózgowej, jaką widuje się w Paryżu, kaprys nie może trwać dłużej niż parę dni“, Juljan zrozumiałby go. Ale, mimo swego szaleństwa, był człowiekiem honoru. Pierwszym jego obowiązkiem była dyskrecja; czuł to. Spytać kogokolwiek o radę, opowiedzieć swą mękę, byłoby dlań szczęściem człowieka, któremu, w skwarze pustyni, spadnie z nieba kropla chłodnej rosy. Zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, lękał się aby nie odpowiedział wybuchem płaczu na jakie pytanie; zamknął się u siebie.
Matylda przechadzała się długo; kiedy wreszcie wróciła do pałacu, on zeszedł do ogrodu; zbliżył się do krzaka róży i uszczknął zeń kwiat.
Noc była ciemna, mógł się oddać cierpieniu bez obawy świadków. Jasne było, że panna de la Mole kocha jednego z młodych wojskowych, z którymi dopiero co rozmawiała tak wesoło. Kochała wprzód jego, ale rychło poznała jego nicość!
W istocie, czemże ja jestem! powiadał sobie Juljan z przeświadczeniem; istotą bardzo płaską, pospolitą, nudną dla drugich, nieznośną dla siebie. Uczuł wstręt do wszystkich swych zalet, do rzeczy które wprzód kochał z zapałem; i, w tym zupełnym rozstro-