jący natyle ponad średnią miarę, aby zasługiwał na szaleństwa na które się dlań odważyła. Razem wziąwszy, nie w głowie jej była miłość; tego dnia, miała dość kochania.
Juljan przechodził wzruszenia godne siedemnastoletniego chłopca. Wątpliwości, zdumienie, rozpacz, nawiedzały go kolejno podczas tego śniadania, które wlekło się jak wieczność.
Skoro tylko mógł bez nieprzyzwoitości wstać od stołu, popędził raczej niż pobiegł do stajni, osiodłał konia i puścił się galopem; lękał się shańbić jaką słabością. — Trzeba mi zabić w sobie serce fizycznem zmęczeniem, powiadał sobie galopując po Meudon. Com ja uczynił, com rzekł, aby zasłużyć na takie obejście?
Nie trzeba nic robić, nic mówić dzisiaj, myślał wracając do pałacu, trzeba być martwym fizycznie, jak jestem moralnie. Juljan nie żyje już, to jego trup miota się jeszcze.
Serce jego nie obejmuje zrazu bezmiaru nieszczęścia: jest bardziej zmięszany niż wzruszony. Ale, w miarę powrotu przytomności, czuje głębię swej niedoli. Radość życia przestała dlań istnieć; zdolny jest czuć jedynie ukłucia rozpaczy. Ale co mówić o bólu fizycznym? Jakiż ból jedynie cielesny można porównać z tym bólem?
Jean Paul.
Zadzwoniono na obiad, Juljan ledwie zdążył się ubrać; zastał w salonie Matyldę, która nalegała na brata i na pana de Croisenois, aby nie jechali na wieczór do Suresnes, do marszałkowej de Fervaques. Starała się być miła i czarująca. Po obiedzie, zjawili się panowie de Luz, de Caylus, z kilkoma przyjaciółmi. Możnaby rzec, iż panna de la Mole, wraz z czułością siostrzaną, odzyskała