Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziś wieczór, trzeba abyś był nieco zaniedbany; na drogę, przeciwnie, ubierz się jak zwyczajnie. Dziwi cię to, zgadujesz już?... Tak, chłopcze, jedna z czcigodnych osobistości, które będą dziś głos zabierać, snadnie mogłaby przesłać wskazówki, przy pomocy których uraczonoby cię conajmniej porcyjką opjum, wieczorem, w jakiej zacnej gospodzie, gdziebyś się zatrzymał na kolację.
— Lepiej, rzekł Juljan, nadłożyć trzydzieści mil, a nie jechać prostą drogą. Chodzi tu, jak przypuszczam, o jazdę do Rzymu...
Margrabia przybrał wyniosły i niezadowolony wyraz, którego Juljan nie widział u niego od Bray-le-Haut.
— Dowiesz się wówczas, kiedy uznam za stosowne ci powiedzieć. Nie lubię pytań.
— To nie było pytanie, rzekł Juljan z zapałem, przysięgam, poprostu myślałem głośno, szukałem w głowie najpewniejszej drogi.
— Tak, ale na razie podrwiłeś tą głową. Nie zapominaj nigdy, że poseł, zwłaszcza w twoim wieku, nie powinien przemocą wdzierać się w zaufanie.
Juljan bardzo upokorzony, zamilkł. Jego miłość własna szukała wymówki i nie mogła znaleźć.
— Zrozum i to, dodał pan de la Mole, że, ile razy kto strzeli głupstwo, zawsze powołuje się na swoje serce.
W godzinę potem, Juljan zjawił się w gabinecie margrabiego w niepozornej postaci, w starem ubraniu, w krawacie wątpliwej białości; było coś arcy-mieszczańskiego w każdym jego rysie.
Widząc go, margrabia parsknął śmiechem: dopiero wówczas Juljan dostąpił zupełnego odpustu.
— Jeśli ten chłopak mnie zdradzi, myślał pan de la Mole, komu zaufać? a kiedy się działa, trzeba komuś ufać. Mój syn i jego przyjaciele, to ludzie dzielni, wierni bez granic; gdyby się trzeba było bić, zginęliby na stopniach tronu; umieją wszystko... z wyjątkiem tego czego trzeba. Niech mnie licho porwie, jeśli znam jednego z nich, który byłby zdolny nauczyć się na pamięć czte-