Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

wagą, która znającemu go dobrze Juljanowi wydała się bardzo zabawna.
...Tak, panowie, zwłaszcza o tym nieszczęśliwym narodzie można powiedzieć:

Będzie-li bogiem, stołem albo miską?

Będzie bogiem! woła bajkopis. Do was-to, panowie, zdają się odnosić te tak szlachetne i głębokie słowa. Działajcie sami, osobiście, a szlachetna Francja wstanie niemal taka, jaką ją uczynili nasi przodkowie i jaką oglądały jeszcze nasze oczy przed śmiercią Ludwika XVI.
Anglja (przynajmniej jej szlachetni lordowie) nienawidzi narówni z nami plugawego jakobinizmu: bez angielskiego złota, Austrja, Prusy, mogą stoczyć ledwie parę bitew. Czy to wystarcza, aby sprowadzić szczęśliwą okupację, jak ta, którą pan de Richelieu tak głupio zmarnotrawił w 1817? Nie sądzę.
Ktoś przerwał, ale zgłuszyło go ogólne pst! Był to znów generał napoleoński, który marzył o błękitnej wstędze i chciał się zaznaczyć między redaktorami tajemnej noty.
— Ja nie sądzę, podjął pan de la Mole skoro się uciszyło; położył nacisk na tem ja, z dumą która zachwyciła Juljana. — To się nazywa gracz, mówił biegnąc piórem prawie równo ze słowami margrabiego. Jednem dobrze zaakcentowanem słówkiem, pan de la Mole unicestwił dwadzieścia bitew tego sprzedawczyka.
— Nietylko samej zagranicy, ciągnął margrabia tonem bardzo umiarkowanym, możemy zawdzięczać nową okupację wojskową. Cała ta młodzież, która pisuje podburzające artykuły w Globie, dostarczy kilku tysięcy przywódców, pomiędzy którymi może się znaleźć taki Kleber, Hoche, Jourdan, Pichegru, tylko niebezpieczniejszy.
— Nie umieliśmy mu stworzyć glorji, rzekł przewodniczący; trzeba go było uczynić nieśmiertelnym.
— Trzebaż wreszcie, aby Francja rozpadła się na dwa stron-