Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

siłkiem wyobraźni się zdobyła, widziała w tobie marzonego bohatera, nie to czem jesteś w istocie. Cóż u djabła, toż to elementarz, drogi Sorel; czy z ciebie zupełny uczniak?
Brawo! wstąpmy do tego magazynu; cóż za wspaniały czarny halsztuk, możnaby rzec, że wyszedł z pracowni Johna Anderson, przy Burlingtonstreet. Zrób to dla mnie, i kup go sobie, wyrzuć oknem ten czarny postronek który masz na szyi.
A ba, ciągnął książę, wychodząc z najwykwintniejszego sklepu w Strassburgu, w jakim świecie obraca się pani de Dubois? wielkie bogi! co za nazwisko! nie gniewaj się, drogi Sorel, ale to nad moje siły... Do kogo będziesz się zalecał?
— Do pewnej skromnisi, córki bogatego pończosznika. Ma śliczne oczy, bardzo w moim guście; zajmuje pierwsze stanowisko w okolicy; ale mimo tych wielkości, rumieni się i mięsza, skoro przy niej wspomnieć o handlu i sklepie. Nieszczęściem, ojciec był jednym z najbardziej znanych kupców w Strassburgu.
— Zatem, kiedy mowa o przemyśle, rzekł książę śmiejąc się, jesteś pewny, że piękna pani myśli o sobie, nie o tobie. Cudowna śmiesznostka, i bardzo użyteczna w tym wypadku: nie pozwoli ci ani na chwilę stracić głowy dla jej pięknych oczu. Powodzenie zapewnione.
Juljan miał na myśli marszałkową de Fervaques, która bywała często w pałacu de la Mole. Była to piękna cudzoziemka, zaślubiła marszałka na rok przed jego śmiercią. Całe jej życie miało jakgdyby tylko jeden cel, mianowicie pokryć niepamięcią to, że jest córką przemysłowca. Aby grać w Paryżu jakąś rolę, stanęła na czele stronnictwa cnoty.
Juljan podziwiał szczerze księcia; czegóż nie dałby aby mieć jego śmiesznostki! Gawęda przyjaciół ciągnęła się bez końca; Korazow był zachwycony: nigdy żaden Francuz nie słuchał go tak długo.
— Tak więc, doszedłem wkońcu do tego, powiadał sobie w upojeniu, że mogę dawać lekcje swoim mistrzom!