Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

do szóstej, obiad był o szóstej. Juljan zaszedł do salonu; nie było nikogo. Na widok niebieskiej kanapki, łzy napłynęły mu do oczu; policzki zaczęły go palić. — Trzeba się uporać z tą głupią czułostkowością, rzekł z gniewem: zdradziłbym się. Wziął dziennik, aby sobie dodać swobody, i przeszedł się kilka razy z salonu do ogrodu.
Drżąc cały, ukryty za wielkim dębem, ledwie ośmielił się spojrzeć w okno panny de la Mole. Było szczelnie zamknięte; Juljan omal nie upadł; długi czas stał tak oparty o dąb, następnie, chwiejnym krokiem, poszedł obejrzeć drabinę.
Łańcucha, skruszonego przezeń w tak odmiennych, niestety, okolicznościach, dotąd nie naprawiono. Oszalały Juljan przycisnął go do ust.
Nabłądziwszy się długo, Juljan uczuł się straszliwie znużony; rad był z tej pierwszej zdobyczy. — Będę miał zgaszone spojrzenie i nie zdradzę się! Pomału, goście zaczęli napływać do salonu; każde otwarcie drzwi przejmowało śmiertelnem wzruszeniem serce Juljana.
Zajęto miejsca. Wreszcie, zjawiła się panna de la Mole, spóźniona jak zwykle. Zarumieniła się na widok Juljana; nie wiedziała nic o jego powrocie. Zgodnie ze wskazówką Korazowa, Juljan popatrzył na jej ręce i ujrzał że drżą. Zmięszany nad wszelki wyraz tem odkryciem, zdołał ukryć swe szczęście pod maską znużenia.
Pan de la Mole rzucił mu kilka słów pochwały. W chwilę później zwróciła się doń margrabina, winszując mu jego zmęczonej miny; Juljan powtarzał sobie co chwila: „Nie powinienem zbytnio się przyglądać pannie, ale nie należy też uciekać z oczami. Trzeba być takim, jakim byłem w istocie na tydzień przed swem nieszczęściem...“
Juljan, rad z powodzenia, został w salonie. Pierwszy raz siląc się na uprzejmość wobec pani domu, dołożył starań aby rozgadać towarzystwo i podsycać rozmowę.
Grzeczność jego znalazła nagrodę: koło ósmej oznajmiono marszałkową. Juljan wysunął się z salonu; niebawem wrócił, ubrany