Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

koju z oddawna już nieznaną żywością; miejmy nadzieję, że drugi list będzie równie nudny jak pierwszy.
Był jeszcze nudniejszy. Wydał mu się tak głupi, że w końcu kopjował wiersz po wierszu, nie myśląc o sensie.
To jeszcze bardziej napuszone, myślał, niż oficjalne dokumenty Münsterskiego traktatu, które mój profesor dyplomacji dał mi do przepisywania w Londynie.
Wówczas dopiero przypomniał sobie listy pani de Fervaques, których oryginałów zapomniał zwrócić poważnemu Hiszpanowi. Odszukał je: były niemal równie górnolotne jak listy rosyjskiego panka. Zupełna mgła; mogły znaczyć wszystko i nic. To harfa eolska stylu, myślał Juljan. Wśród najwznioślejszych maksym o nicości, nieskończoności, czemś rzeczywistem jest tu tylko straszliwy lęk przed śmiesznością.
Monolog, któryśmy tu skrócili, powtarzał się dwa tygodnie z rzędu. Usnąć przepisując swój komentarz do Apokalipsy, odnieść nazajutrz list z melancholijną miną, odprowadzić konia do stajni z nadzieją ujrzenia sukni Matyldy, pracować, wieczór wpaść do Opery o ile pani de Fervaques nie było w pałacu de la Mole, oto jednostajne życie Juljana. Bogaciej przedstawiało się ono, kiedy pani de Fervaques zawitała do margrabiny; wówczas, popod skrzydło kapelusza marszałkowej, Juljan mógł dojrzeć oczy Matyldy i stawał się wymowny. Jego malownicze i sentymentalne frazesy zaczęły nabierać śmielszej i wykwintniejszej formy.
Czuł, że to co mówi musi się wydać Matyldzie głupie, ale chciał ją olśnić dystynkcją wysłowienia. Im bardziej to co mówię jest nienaturalne, tem bardziej musi się jej podobać, myślał Juljan: zaczem, z monstrualną śmiałością, wydymał swój styl. Spostrzegł rychło, iż, aby się nie stać pospolitym w oczach marszałkowej, trzeba mu się zwłaszcza wystrzegać prostoty i rozsądku. Tej drogi trzymał się, skracając lub rozwijając swoje perory, wedle tego czy widział uznanie czy obojętność w oczach dwóch wielkich dam, którym pragnął się podobać.