Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

niema! jakżebym potrzebował słowa wskazówki! Przez ten czas, głos jego mówił:
— W braku innego uczucia, wdzięczność wystarczyłaby aby mnie przywiązać do marszałkowej: była dla mnie dobra, pocieszała mnie gdy mną gardzono... Mam prawo nie wierzyć bezwzględnie w pewne pozory, zapewne niezmiernie pochlebne, ale też może bardzo nietrwałe.
— Wielki Boże! wykrzyknęła Matylda.
— I cóż! jaką rękojmię daje mi pani? podjął Juljan porywczo i z siłą, jakby zapominając o dyplomatycznej przezorności. Jakaż przysięga, jakiż bóg mi zaręczy, że usposobienie twoje będzie trwało więcej niż dwa dni?
— Bezmiar mej miłości i nieszczęścia, gdybyś mnie już nie kochał, rzekła ujmując go za ręce i zwracając się ku niemu...
Nagły ten ruch rozchylił nieco narzutkę; Juljan ujrzał prześliczne ramiona. Zburzone nieco włosy przypominały mu rozkoszną chwilę...
Miał już ulec. — Jedno niebaczne słowo, pomyślał, i rozpocznę na nowo długi ciąg dni rozpaczy. Pani de Rênal znajdowała racje aby czynić to, co serce jej dyktowało; ta światowa panna pozwala sercu wzruszyć się jedynie wtedy, kiedy sobie dowiodła silnemi argumentami, że powinna być wzruszona.
W mgnieniu oka ogarnął tę prawdę i w mgnieniu oka też odzyskał siłę.
Cofnął ręce, które Matylda tuliła, i z ostentacyjnym szacunkiem usunął się nieco. Niepodobna mężczyźnie dalej posunąć hartu. Zebrał rozsypane listy pani de Fervaques i dodał z pozorami grzeczności, jakże okrutnej w tej chwili:
— Panna de la Mole raczy mi pozwolić, abym się zastanowił nad tem wszystkiem. Oddalił się szybko i opuścił bibljotekę; słyszała jak kolejno zamyka wszystkie drzwi.
— Potwór! wcale się nie wzruszył, myślała... Ale co ja mówię,