Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale jakim cudem matka twoja go przyjmuje? rzekł pan de Croisenois. Ten człowiek ma poglądy tak dzikie, tak szlachetne, tak niezależne...
— Patrzcie, rzekła panna de la Mole: oto ów niezależny człowiek kłania się do ziemi panu Descoulis i ściska jego dłoń. Myślałam prawie, że go pocałuje w rękę.
— Widocznie Descoulis jest w lepszych stosunkach z władzą niż przypuszczamy.
— Sainclair bywa tutaj, aby się dostać do Akademji, rzekł Norbert: spójrzcie jak się kłania baronowi L...
— Mniej podle byłoby uklęknąć poprostu, odparł pan de Luz.
— Drogi Sorel, rzekł Norbert, ty, który masz olej w głowie ale przybywasz z prowincji, staraj się nigdy nikomu nie kłaniać tak jak ów poeta; nawet samemu Bogu Ojcu.
— A, otóż i żywe wcielenie dowcipu, baron Bâton, rzekła panna de la Mole, naśladując zlekka głos oznajmiającego lokaja.
— Zdaje się, że nawet służba śmieje się tu z niego. Cóż za nazwisko, baron Bâton! rzekł de Caylus.
— „Cóż znaczy nazwisko?“ tłómaczył nam kiedyś, odparła Matylda. „Wyobraźcie sobie państwo księcia de Bouillon, gdyby go oznajmiono po raz pierwszy: trzeba jedynie, aby publiczność oswoiła się trochę...“
Juljan oddalił się. Mało wrażliwy jeszcze na finezje lekkiej drwiny, wymagał od żartu aby się wspierał na rozumowej podstawie. W ucinkach młodych ludzi widział jedynie skłonność do obmowy, i to go raziło. W swej prowincjonalnej czy angielskiej pruderji posuwał się tak daleko, że dopatrywał się w tem zazdrości, w czem się z pewnością mylił.
— Hrabia Norbert, powiadał sobie, który w moich oczach sporządzał trzy bruljony, mając skreślić list na kilkanaście wierszy do pułkownika, byłby bardzo szczęśliwy, gdyby w swojem życiu napisał jedną stronicę taką jak Sainclair.