łacu. Szczęściem padał deszcz. Ale margrabina wskazała Juljanowi miejsce naprzeciw siebie, wciąż go zagadywała, nie zostawiła mu czasu na rozmowę z córką. Możnaby rzec, iż margrabina czuwała nad szczęściem Juljana; nie lękając się już zepsuć wszystkiego nadmiarem wzruszenia, tonął w niem bez pamięci.
Czyż ośmielimy się wyznać, iż, znalazłszy się w pokoju, Juljan rzucił się na kolana i okrył pocałunkami listy Korazowa?
— O wielki człowieku! ileż ci zawdzięczam! wykrzyknął oszalały.
Stopniowo, ochłonął nieco. Porównywał się z generałem, który ma wygrać wielką bitwę. Przewaga jest stanowcza, olbrzymia, powiadał sobie; ale co jutro? jedna chwila może wszystko zgubić.
Otworzył gwałtownym ruchem Pamiętniki, dyktowane na wyspie św. Heleny przez Napoleona i, przez całe dwie godziny, zmuszał się do czytania; czytał jedynie oczami, mimo to zmuszał się. W czasie tej dziwnej lektury, głowa jego i serce, nastrojone na najwyższy ton, pracowały bez jego wiedzy. — To zupełnie inna kobieta niż pani de Rênal, powiadał sobie, ale nie sięgał dalej myślą.
Przerazić ją! wykrzyknął nagle, odrzucając książkę. Nieprzyjaciel będzie mnie słuchał tylko o tyle, o ile stanę się groźny, wówczas nie ośmieli się mnie lekceważyć.
Przechadzał się po swoim pokoiku, pijany radością. Coprawda, szczęście to bardziej płynęło z dumy niż z miłości.
Przerazić ją! powtarzał dumnie, i miał prawo być dumny. Nawet w najszczęśliwszych chwilach, pani de Rênal wątpiła zawsze aby moja miłość była równa jej miłości. Tutaj, mam do czynienia z demonem, trzeba go ujarzmić.
Wiedział że nazajutrz, już o ósmej rano, Matylda znajdzie się w bibjotece; zjawił się dopiero o dziewiątej, płonąc miłością, ale panując nad sercem. Nie upłynęła minuta, aby sobie nie powtarzał: Utrzymywać ją wciąż w tej wątpliwości: Czy on mnie kocha? Świetne stanowisko, pochlebstwa, aż nadto czynią ją skłonną do pewności siebie.
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/180
Ta strona została uwierzytelniona.