Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

pan uważa, jest strasznie wzburzony, dodał ciszej służący idąc obok Juljana.


LXIII. PIEKŁO SŁABOŚCI.

Szlifując ten djament, niezręczny jubiler pozbawił go paru najżywszych iskierek. W średnich wiekach, co mówię? jeszcze za Richelieugo, Francuz umiał chcieć.
Mirabeau.

Juljan zastał margrabiego w furji: może pierwszy raz w życiu, ten wielki pan wypadł z dobrego tonu; obsypał Juljana stekiem obelg. Bohater nasz był ogłuszony, zniecierpliwiony, ale nie zdołało to zachwiać jego wdzięczności. Ileż pięknych projektów, oddawna pieszczonych w duszy, biedny człowiek grzebie w jednej chwili. Ale trzeba mu coś odpowiedzieć, milczenie rozjątrzyłoby go tem bardziej. Odpowiedź zaczerpnął Juljan z roli Tartufa.
Nie jestem aniołem... Służyłem dobrze, pan margrabia opłacał mnie hojnie... Byłem wdzięczny, ale mam dwadzieścia dwa lat... W tym domu, dusza moja spotkała się ze zrozumieniem jedynie u ciebie, panie, i u tej uroczej istoty...
— Niegodziwcze! wykrzyknął margrabia. Urocza! urocza! W dniu, w którym wydała ci się urocza, powinieneś był uciekać.
— Próbowałem; wówczas prosiłem o wysłanie mnie do Languedoc.
Zmęczony bieganiem po pokoju, margrabia, zmożony bólem, rzucił się na fotel; Juljan usłyszał, jak mówi półgłosem: Nie, to nie jest zły człowiek.
— Nie, nie dla pana, wykrzyknął Juljan, przypadając do jego kolan. Ale zawstydził się strasznie tego kroku i podniósł się rychło.
Margrabia był w istocie nieprzytomny. Na ten gest Juljana, zaczął go znów obsypywać karczemnemi wyzwiskami. Nowość tych klątw sprawiła mu może ulgę.