Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

kilku tygodniach, zaczął się domyślać że pan de la Mole nie ma w tej sprawie żadnego określonego planu.
Pani de la Mole i wszyscy domownicy myśleli, że Juljan podróżuje w sprawach administracyjnych; on tymczasem siedział na plebanji księdza Pirard i widywał Matyldę prawie codzień; ona, co rano, spędzała godzinę z ojcem, ale niekiedy tygodnie całe nie wspominali o sprawie, która zaprzątała wszystkie ich myśli.
— Nie chcę wiedzieć, gdzie jest ten człowiek, rzekł pewnego dnia margrabia; prześlij mu ten list. Matylda przeczytała:

„Dobra moje w Languedoc przynoszą 20.000 fr. rocznie. Darowuję 10.000 fr. renty córce, 10.000 panu Sorel. Sam majątek staje się, oczywiście, również ich własnością. Poleci pan rejentowi, aby sporządził dwa oddzielne akty darowizny i aby mi je przyniósł jutro; poczem, wszelkie stosunki między nami ustaną. Ach, panie, czy ja mogłem się spodziewać czegoś podobnego?

Margrabia de la Mole.


— Dziękuję ci, ojczulku, rzekła Matylda wesoło. Zamieszkamy w zamku Aiguillon, między Agen i Marmande. Powiadają, że tam jest tak pięknie jak we Włoszech.
Darowizna ta zdumiała Juljana. Nie był to już ów surowy i zimny człowiek, któregośmy znali. Los syna zaprzątał zawczasu jego myśli. Nieprzewidziana ta i dość znaczna jak na takiego biedaka fortuna zbudziła w nim ambicję. Wraz z żoną, posiadał 30.000 fr. renty. Co się tyczy Matyldy, wszystkie jej uczucia roztapiały się w ubóstwieniu męża, tak bowiem zawsze w swej dumie nazywała Juljana. Jej wielką, jedyną ambicją było zdobyć uznanie małżeństwa. Z przesadą rozpływała się nad genjalnym rozumem, jaki okazała, jednocząc swój los z losem niepospolitego człowieka. Wartość osobista stała się w jej główce modnem hasłem.
Ciągła prawie rozłąka, mnogość spraw, brak czasu na gruchania miłosne, dopełniły działania mądrej polityki obranej niegdyś przez Juljana.