ze trzydzieści osób. Wszyscy uśmiechali się, nawet poważni młodzi ludzie, nadzieja epoki.
— Poco on przychodzi do pana de la Mole, gdzie jest przedmiotem pośmiewiska? myślał Juljan. Zbliżył się do księdza Pirard, aby o to zapytać.
Pan Balland wymknął się.
— No! rzekł Norbert, jeden ze szpiclów mego ojca poszedł; zostaje jedynie mały kuternoga, Napier.
— Czyżby tu było słowo zagadki? pomyślał Juljan. Ale, w takim razie, czemu margrabia przyjmuje pana Balland?
Surowy ksiądz Pirard, zaszyty w kąt salonu, krzywił się, słysząc oznajmiane nazwiska.
— Ależ to jaskinia, powiadał jak Bazyljo w Cyruliku, widzę tu same podejrzane figury.
Surowy ksiądz nie znał satelitów wielkiego świata. Ale, zapomocą przyjaciół swoich, jansenistów, miał dokładne wiadomości o ludziach, którzy dostają się do salonów jedynie dzięki zręczności w oddawaniu usług wszystkim stronnictwom lub też dzięki skandalicznemu bogactwu. Przez chwilę odpowiadał obszernie na ciekawe pytania Juljana; poczem urwał nagle, stroskany że wciąż musi mówić źle o drugich, i wyrzucając to sobie jako grzech. Ksiądz Pirard, jansenista, przytem z natury żółciowy a poczytujący sobie za obowiązek miłość bliźniego, był całe życie w walce z sobą.
— Cóż za fizjognomja, ten ksiądz Pirard, mówiła panna de la Mole, gdy Juljan zbliżał się do kanapy.
Juljana podrażniły te słowa; mimo to, panna miała słuszność. Ksiądz Pirard był bezsprzecznie najzacniejszym człowiekiem w tym salonie, ale jego popryszczona twarz, odzwierciedlająca zgryzoty sumienia, była w tej chwili odrażająca. I wierzyć tu fizjognomjom, myślał Juljan; w chwili właśnie gdy ksiądz Pirard najskrupulatniej wyrzuca sobie jakąś przewinę, wygląda potwornie; podczas gdy na obliczu takiego Napier, notorycznego szpiega, odbija się czyste
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.