Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.
List.

„Święty nakaz religji i moralności zmusza mnie, panie margrabio, do przykrego kroku; zasada, która nie może mylić, każe mi w tej chwili zaszkodzić bliźniemu, aby oszczędzić większego zgorszenia. Boleść, jakiej doznaję, musi ustąpić wobec poczucia obowiązku. Tak, w istocie, postępowanie osoby, co do której żąda pan całej prawdy, mogło się wydać niewytłumaczone lub nawet uczciwe. Mógł ktoś uważać za właściwe ukryć lub przekształcić część prawdy; przezorność wymagała tego, zarówno jak religja. Ale, w rzeczywistości, postępowanie to, które pan życzy sobie poznać, było wysoce naganne; bardziej niż mogę wyrazić. Chłopiec ten, ubogi i chciwy, opanowawszy, przy pomocy najwytrawniejszej obłudy, słabą i nieszczęśliwą kobietę, starał się zdobyć stanowisko i piąć się w górę. Przykry obowiązek każe mi dodać, iż — niepodobna o tem wątpić — p. J... nie ma żadnych zasad. Wszystko świadczy o tem, iż sposobem, w jaki stara się zdobyć stanowisko w domu, jest uwieść kobietę zażywającą największego wpływu. Pod pozorem bezinteresowności i pięknych frazesów, dąży do jednego celu, mianowicie owładnięcia panem domu i jego majątkiem. Zostawia po sobie nieszczęście i wiekuiste zgryzoty, etc., etc.“

List ten, długi i nawpół zatarty łzami, pisany był w istocie ręką pani de Rênal; staranniej nawet niż zazwyczaj.
— Nie mogę potępiać pana de la Mole, rzekł Juljan skończywszy czytać; jest sprawiedliwy i przezorny. Któryż ojciec oddałby córkę takiemu człowiekowi! Bądź zdrowa.
Juljan wyskoczył z dorożki i pobiegł do kolaski pocztowej, która zatrzymała się na rogu. Matylda, o której jakgdyby zapomniał, zrobiła kilka kroków biegnąc za nim; ale spojrzenia kupców, którzy wychylili się ze sklepów a którzy ją znali, zmusiły ją do rychłego schronienia się w ogrodzie.
Juljan puścił się do Verrières. W ciągu tej śpiesznej drogi,