i spokojne szczęście. Ksiądz Pirard uczynił wszelako wielkie ustępstwo dla swego stronnictwa: przyjął służącego, był bardzo starannie ubrany.
W tej chwili, Juljan zauważył coś niezwykłego: wszystkie oczy zwróciły się ku drzwiom, zapanowała niemal cisza. Lokaj oznajmił sławnego barona de Tolly, który, z okazji wyborów, ściągnął na siebie ogólną uwagę. Juljan przysunął się i ujrzał go bardzo wyraźnie. Baron przewodniczył w pewnym okręgu; wpadł na genjalną myśl usunięcia kartek zawierających listę jednego stronnictwa; dla wyrównania zaś, zastępował je innemi kartkami, zawierającemi nazwiska które mu były sympatyczne. Kilku wyborców, spostrzegłszy ten manewr, nie omieszkało powinszować go panu baronowi. Nieborak był jeszcze blady od tej awantury. Niepoczciwi napomykali coś o galerach. Pan de la Mole przyjął go chłodno. Baron wymknął się.
— Spieszy się do pana Comte[1], rzekł hrabia Chalvet; powstał śmiech.
Wśród kilku wielkich panów, przeważnie milczących, oraz intrygantów, raczej ludzi nietęgiej opinji ale zdolnych, którzy tego wieczora tłoczyli się w salonie pana de la Mole (przebąkiwano, że ma zostać ministrem), młody Tanbeau zdobywał sobie ostrogi. Jeśli nie posiadał jeszcze bystrości sądu, zastępował ją, jak zaraz zobaczymy, energją słowa.
— Czemu nie skazano tego człowieka na dziesięć lat więzienia? mówił w chwili gdy Juljan zbliżał się do grupy; takie gady należy trzymać w lochach; powinni gnić w ciemności, inaczej jad ich nabiera siły i staje się groźniejszy. Cóż za sens ma tutaj tysiąc talarów grzywny! Jest ubogi, dobrze, tem lepiej; ale stronnictwo zapłaci za niego. Należało mu dać pięćset franków grzywny i dziesięć lat turmy.
- ↑ Słynny prestidigitator.