dząc że niepodobna wyrazić się jasno bez nieostrożności, poradził mu, aby obrócił tę kwotę na jałmużnę dla biednych więźniów, cierpiących najokrutniejsze braki.
— Ten Juljan, to szczególny człowiek, myślał ksiądz de Frilair; nie rozumiem jego postępku, powinienem zaś rozumieć wszystko... Może się uda zrobić zeń męczennika... W każdym razie dotrę do jądra sprawy; może zdołam napędzić strachu pani de Rênal, która nie ma dla nas szacunku, mnie zaś, w gruncie, nie cierpi... Może też zyskam w tem wszystkiem podstawę do publicznego pojednania się z panem de la Mole, który ma słabość do tego chłopca.
Kompromis podpisano przed paru tygodniami; ksiądz Pirard wyjechał z Besançon, natrąciwszy o tajemniczem urodzeniu Juljana, w tymsamym dniu w którym nieszczęśliwy chłopiec targnął się w Verrières na życie pani de Rênal.
Juljan widział już tylko jedną przykrość pomiędzy sobą a śmiercią, manowicie odwiedziny ojca. Zwierzył Fouquému zamiar swój napisania do prezydenta Sądu z prośbą aby mu oszczędzono wszelkich wizyt. Ten wstręt do widoku ojca, i to w takiej chwili, uraził głęboko uczciwe, mieszczańskie serce handlarza drzewa.
Zrozumiał nagle, czemu tylu ludzi tak serdecznie nienawidzi jego przyjaciela. Przez szacunek dla nieszczęścia, skrył swoje uczucie.
— W każdym razie, odparł zimno, zakaz taki nie stosowałby się do twego ojca.
To tajemnicze postępowanie, ta wytworna postać, kto to może być?
Schiller.
Nazajutrz, drzwi otworzyły się bardzo wcześnie. Juljan zbudził się nagle.
— Och, Boże! pomyślał, to ojciec. Cóż za przykra scena!