Z uderzeniem drugiej, dał się słyszeć wielki ruch. Drzwi się otwarły. Baron de Valenod sunął poważnym i teatralnym krokiem na przedzie, za nim przysięgli. Zakaszlał, poczem oświadczył, iż, w duszy i sumieniu, przysięgli orzekli jednogłośnie, że Juljan Sorel winien jest morderstwa, i to morderstwa z rozmysłu: orzeczenie to pociągało za sobą karę śmierci, którą też ogłoszono w chwilę później. Juljan spojrzał na zegarek, i przypomniał sobie pana de Lavalotte; był kwadrans na trzecią. To dziś piątek, pomyślał.
Tak, ale to jest dzień szczęśliwy dla Valenoda, który mnie skazał na śmierć... Zbyt pilnie jestem strzeżony, aby Matylda mogła mnie ocalić, jak pani de Lavalette... Tak więc, za trzy dni, o tej godzinie, będę wiedział czego się trzymać co do wielkiego Być może[1].
Naraz usłyszał krzyk, który go przywołał do spraw tego świata. Kobiety dokoła niego szlochały; ujrzał że wszystkie twarze zwracają się ku lóżce umieszczonej w kapitelu gotyckiego pilastru. Dowiedział się później, że znajdowała się tam Matylda. Ponieważ krzyk się nie powtórzył, wszyscy zaczęli na nowo przyglądać się Juljanowi, któremu żandarmi torowali drogę w tłumie.
— Starajmy się nie dać przyczyny do śmiechu temu obwiesiowi Valenod, pomyślał Juljan. Z jaką obleśną i stroskaną miną wygłosił oświadczenie, które pociąga za sobą karę śmierci! gdy ten poczciwy prezydent, mimo że jest sędzią od tylu lat, miał łzy w oczach skazując mnie. Cóż za radość dla Valenoda pomścić się za dawne współzawodnictwo o panią de Rênal!... Nie ujrzę jej tedy! Stało się... Ostatnie pożegnanie niemożliwe jest między nami, czuję to... Jakże byłbym szczęśliwy, gdybym mógł jej wyrazić cały żal za swą zbrodnię!...
Tylko te słowa: Uważam, że mnie skazano słusznie.
- ↑ Le grand Peut-être, wyrażenie, którego, wedle legendy, miał użyć, umierając, Rabelais.