bezeceństw i upokorzeń patrycjuszowskiej zgrai[1], mając za jedyną pociechę złorzeczenia tej warjatki... Pojutrze rano tedy, pojedynkuję się z człowiekiem znanym z zimnej krwi i znakomitej zręczności... Bardzo znakomitej, dodał głos Mefistofelesa; nie chybia nigdy.
Więc dobrze, niech będzie, doskonale (Matylda dalej roztaczała swą wymowę). Dalibóg nie, nie będę apelował.
Powziąwszy to postanowienie, utonął w zadumie... Listonosz przyniesie dziennik o szóstej, jak zazwyczaj; o ósmej, kiedy pan de Rênal go przeczyta, Eliza, stąpając na palcach, złoży go na jej łóżku. Później, ona się obudzi; naraz, czytając, wstrząśnie się; ładna jej ręka zadrży; doczyta do tych słów: Pięć minut po dziesiątej, przestał istnieć.
Będzie płakała gorącemi łzami, znam ją; nic to, że chciałem ją zamordować; wszystkiego zapomni: osoba, której chciałem wydrzeć życie, będzie jedyną która zapłacze szczerze nad mą śmiercią.
Och! cóż za przeciwieństwo! myślał; i, przez dobry kwadrans który trwała jeszcze scena z Matyldą, dumał jedynie o pani de Rênal. Mimowoli, nawet odpowiadając na pytania Matyldy, nie mógł oderwać duszy od wspomnienia sypialni w Verrières. Widział bezansońską gazetę na kołdrze z pomarańczowej tafty. Widział tę białą rękę, ściskającą papier konwulsyjnym ruchem, widział panią de Rênal płaczącą... Śledził bieg każdej łzy na tej ślicznej twarzy.
Panna de la Mole, nie mogąc nic wydobyć z Juljana, wezwała adwokata. Był to, na szczęście, dawny kapitan armji włoskiej z 1796, gdzie był towarzyszem broni Manuela.
Dla formy, zwalczał postanowienie skazańca. Juljan, pragnąc mu okazać szacunek, wyszczególnił swoje racje.
— Na honor, można rozumować i tak, rzekł wkońcu pan Felix Vanneau: było to nazwisko adwokata. Ale masz pan trzy pełne dni czasu do apelacji, i moim obowiązkiem jest zjawiać się tutaj
- ↑ To są myśli jakobina (Przyp. autora).