codzień. Gdyby wulkan otwarł się pod więzieniem w ciągu dwóch miesięcy, byłbyś pan ocalony. Może pan umrzeć z jakiej choroby, rzekł spoglądając na Juljana.
Juljan uścisnął mu rękę. — Dziękuję panu, jest pan dzielny człowiek. Pomyślę.
Kiedy Matylda wyszła wreszcie z adwokatem, czuł o wiele więcej sympatji do niego niż do niej.
W godzinę później gdy spał głęboko, obudziły go łzy spływające mu po ręce. Ach, znowu Matylda, pomyślał nawpół przebudzony. Przychodzi, wierna swym poglądom, zwalczać tkliwością moje postanowienie. Znudzony perspektywą patetycznej sceny, nie odwrócił oczu.
Usłyszał niezwykłe westchnienia, otworzył oczy: była to pani de Rênal.
— Ach, widzę cię jeszcze przed śmiercią, czy to złuda? wykrzyknął rzucając się jej do nóg. Ale daruj mi pani, w twoich oczach jestem tylko mordercą, rzekł natychmiast opamiętując się.
— Panie Juljanie, przychodzę błagać byś apelował; wiem, że pan nie chce... Szlochania dławiły ją; nie mogła mówić.
— Racz mi pani przebaczyć.
— Jeśli chcesz, abym ci przebaczyła, rzekła wstając i rzucając mu się w objęcia, wnieś natychmiast odwołanie od wyroku.
Juljan okrywał ją pocałunkami.
— Będziesz mnie odwiedzała codzień przez te dwa miesiące?
— Przysięgam ci. Codzień, chyba że mąż mi zabroni.
— Podpisuję! wykrzyknął Juljan. Jakto! przebaczasz mi! czy podobna!
Tulił ją w ramionach, szalał. Wydała cichy krzyk. — To nic, rzekła, uraziłeś mnie.