Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

Z chwilą gdy się znaleźli bez świadków, starzec rozpoczął surowe wyrzuty.
Juljan nie mógł wstrzymać łez. Cóż za niegodna słabość! mówił sobie, wściekły. Będzie rozgłaszał przesadnie mój brak odwagi; cóż za tryumf dla Valenodów i dla wszystkich płazów rządzących w Verrières! Są we Francji potęgą, jednoczą wszystkie przewagi. Dotąd, mogłem sobie bodaj powiedzieć: oni mają pieniądze, to prawda, wszystkie zaszczyty spływają na nich, ale ja mam szlachectwo duszy.
I oto świadek któremu wszyscy uwierzą, będzie świadczył w całem Verrières, ba, z przesadą, że byłem słaby w obliczu śmierci! Okażę się tchórzem w tej próbie, którą wszyscy zdolni są ocenić!
Juljan był bliski rozpaczy. Nie wiedział jak się pozbyć ojca. Udawać zaś tak, aby oszukać przenikliwego starca, było w tej chwili nad jego siły.
Umysł jego przebiegał wszystkie możliwości. — Mam trochę oszczędzonego grosza! wykrzyknął nagle.
To genjalne odezwanie się zmieniło fizjognomję starca i położenie Juljana.
— Jak mam tem rozporządzić? ciągnął Juljan spokojniej. Wrażenie, jakie wywarł, odjęło mu wszelkie poczucie niższości.
Stary cieśla płonął żądzą nie wypuszczenia z rąk tych pieniędzy; Juljan przebąkiwał coś o przekazaniu ich części braciom. Mówił długo i z ogniem. Juljan bawił się w duchu.
— Zatem, Bóg pokierował w ten sposób mą ostatnią wolą: dam po tysiąc franków każdemu z braci, a resztę tobie, ojcze.
— Doskonale, rzekł starzec, ta reszta słusznie mi się należy: ale, skoro Bóg okazał tę łaskę i wzruszył twoje serce, tedy, jeśli chcesz umrzeć jak dobry chrześcijanin, powinienś spłacić długi. Zalegają jeszcze koszta twego żywienia i wychowania, na które łożyłem; o tem nie myślisz...
— Oto miłość ojcowska! powtarzał sobie Juljan z goryczą, zostawszy sam. Niebawem zjawił się dozorca.