Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój dobry panie, po odwiedzinach rodziców, przynoszę zawsze moim klientom flaszkę szampańskiego. Trochę to drogie, sześć franków butelka, ale skrzepia człowiekowi serce.
— Przynieście trzy szklanki, rzekł Juljan z dziecinnem zadowoleniem, i wpuśćcie dwóch więźniów z gromadki która przechadza się po korytarzu.
Dozorca sprowadził dwóch recydywistów gotujących się wrócić na galery. Byli to zbrodniarze bardzo weseli, i w istocie niepospolici sprytem, odwagą i zimną krwią.
— Jeśli mi pan da dwadzieścia franków, rzekł jeden, opowiem panu szczegółowo swoje życie. Caca!
— Będziesz zmyślał? rzekł Juljan.
O, ni, odparł; mój kompan, który zazdrości mi tych dwudziestu franków, wydałby mnie, gdybym coś przyłgał.
Historja zbrodniarza była straszna. Przebijało w niej mężne serce, w którem istniała już tylko jedna namiętność, pieniądz.
Po ich odejściu, Juljan był nie tym samym człowiekiem. Wszelki gniew na samego siebie ścichł. Okrutny ból, zatruty lękiem, który go nękał od rozstania z panią de Rênal, obrócił się w melancholję.
W miarę, jakbym się nauczył jasno czytać w pozorach, powiadał sobie, ujrzałbym, że salony paryskie zaludnione są uczciwymi ludźmi jak mój ojciec, lub zręcznymi łajdakami jak ci galernicy. Mają słuszność; nigdy mieszkańcy salonów nie budzą się rano z tą przeszywającą myślą: Skąd wezmę dziś na obiad? I wysławiają swą uczciwość! i, powołani na sędziów przysięgłych, skazują dumnie człowieka, który ukradł srebrną łyżkę dlatego że omdlewał z głodu.
Ale, jeśli wchodzi w grę Dwór, jeśli chodzi o to aby zdobyć lub postradać tekę, uczciwi salonowcy popełniają zbrodnie zupełnie podobne do owych, jakie konieczność zdobycia obiadu podsunęła tym dwom galernikom.
Niema żadnego prawa naturalnego: to słowo jest jedynie sta-