Juljan był zlany potem. Zatem jest w mocy lada wyrzutka wzruszyć mnie w ten sposób! powtarzał z wściekłością. W jaki sposób zdławić tę upokarzającą wrażliwość?
Skąd wziąć świadków? nie miał przyjaciela. Miał sporo znajomych; ale wszyscy regularnie po kilku tygodniach odsuwali się od niego.
— Nie umiem żyć z ludźmi i oto strasznie jestem ukarany, pomyślał. Wreszcie przyszło mu do głowy odszukać ex-porucznika 96-go pułku, nazwiskiem Lieven, biedaczynę z którym fechtował się często.
— Służę panu, rzekł Lieven, ale pod jednym warunkiem: jeżeli nie zranisz przeciwnika, będziesz się, zaraz na miejscu, bił ze mną.
— Zgoda, rzekł Juljan uszczęśliwiony, i udali się szukać pana M. C. Beauvoisis, podług adresu wskazanego na bilecie, kędyś w dzielnicy Saint-Germain.
Była siódma rano. Dopiero kazawszy się oznajmić, Juljan wpadł na myśl, że mógłby to być ów młody krewniak pani de Rênal, zatrudniony niegdyś przy ambasadzie w Rzymie lub Neapolu, który dał list polecający śpiewakowi Geronimo.
Juljan oddał rosłemu lokajowi bilet rzucony mu w twarz poprzedniego dnia, oraz własny.
Wytrzymano go, wraz ze świadkiem, dobre trzy kwadranse; wreszcie wprowadzono ich do wykwintnego apartamentu. Zastali tam młodego człowieka, strojnego jak laleczka; rysy jego miały klasyczną i bezmyślną doskonałość greckich piękności. Bardzo wąską głowę zdobiły wspaniałe włosy blond, utrefione starannie, ani jeden włosek nie odstawał. — Więc dla tej fryzury, pomyślał porucznik, błazen kazał nam godzinę czekać! Jaskrawy robdeszan[1], ranne spodeńki, wszystko, aż do haftowanych pantofli, było doskonale wypielęgnowane. Dystyngowana i martwa fizjognomja zwiastowała poprawne ubóstwo myśli: ideał dyplomaty typu Metternicha. Napoleon również nie lubił w swojem otoczeniu oficerów myślicieli.
- ↑ robdeszan — dawne określenie szlafroka. Zob. hasło robdeszan w „Słowniku języka polskiego” W. Doroszewskiego.