dy jechali na bal, Norbert był wesół, on zaś widział wszystko czarno; ledwie wjechali w dziedziniec, role zmieniły się.
Norbert był wrażliwy jedynie na kilka szczegółów, których, wśród takich przepychów, niepodobna było dociągnąć do całości. Szacował w myśli cenę każdej rzeczy, i, w miarę jak dochodził do pewnej cyfry, Juljan zauważył że staje się niemal zazdrosny i markotny.
Co się tyczy Juljana, wszedł do pierwszej sali zachwycony, pełen podziwu i prawie wylękły ze wzruszenia. Przy drzwiach do drugiej sali tłoczono się tak, że niepodobna było posuwać się naprzód. Dekoracja tej wielkiej sali odtwarzała Alhambrę w Grenadzie.
— Niema co, trzeba przyznać, że to królowa balu, mówił jakiś młody elegant z wąsikami, którego łokieć wbijał się w pierś Juljana.
— Panna Fourmont, która całą zimę była najpiękniejsza, odparł sąsiad, czuje że zeszła na drugi plan: popatrz, jaką ma minę.
— W istocie, stara się być piękna za wszelką cenę. Patrz, patrz na ten luby uśmiech, z jakim tańczy w kontredansie swoje solo. Na honor, to nieopłacone.
— Panna de la Mole czuje doskonale swój tryumf, ale umie nad nim panować. Rzekłbyś, że boi się podobać temu z kim rozmawia.
— Brawo! to wysoka szkoła.
Juljan czynił daremne wysiłki aby ujrzeć tę czarującą kobietę; gromadka wyższych od niego mężczyzn zasłaniała mu widok.
— Wiele jest kokieterji w tem szlachetnem umiarkowaniu, podjął młodzian z wąsikami.
— A te wielkie, niebieskie oczy, które się opuszczają tak wolno, w chwili gdy tuż, tuż, miały się zdradzić, dodał sąsiad. Na honor, bardzo sprytnie.
Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.