Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/49

Ta strona została uwierzytelniona.

myślała Matylda. Odpowiedziałabym mu tak: Tytuł barona, wicehrabiego, można kupić; order dostaje się; brat właśnie go dostał, a cóż takiego zrobił? stopień, — można uzyskać. Dziesięć lat służby, lub pokrewieństwo z ministrem wojny, i ot, jest się majorem jak Norbert. Wielki majątek!... to jeszcze najtrudniejsze, tem samem najbardziej godne uwagi. Zabawne! to zupełnie przeciwnie niż powiadają książki... Ba! majątki można zdobyć żeniąc się z córką Rotszylda.
Stanowczo, mój aforyzm jest głęboki. Wyrok śmierci, to jedyna rzecz o którą nikomu nie przyszło na myśl się ubiegać.
— Zna pan hrabiego Altamira? spytała pana de Croisenois.
Wyglądała na osobę tak nieobecną duchem i pytanie to miało tak mało związku z tem co biedny margrabia prawił jej od pięciu minut, iż grzeczny kawaler zmięszał się. Był to wszakże rozumny człowiek, i zażywający wielkiej opinji w tej mierze.
— Matylda jest nieco ekscentryczna, pomyślał, to wada: ale pozatem małżeństwo z nią daje tak piękną pozycję! Nie wiem jak on to robi, ten stary la Mole; ale to fakt, że ma kapitalne stosunki we wszystkich partjach: ten człowiek nie zatonie. Zresztą, ta ekscentryczność Matyldy może uchodzić za głębię, za duszę. Przy urodzeniu i majątku, dusza nie jest śmiesznością; owszem, przynosi zaszczyt! Matylda posiada zresztą, o ile zechce, to połączenie dowcipu, rozumu i ironji, które stanowią najwyższy urok rozmowy...
Ponieważ trudno jest robić dobrze dwie rzeczy naraz, margrabia odpowiadał bezmyślnie, jakby wydając lekcję:
— Któż nie zna poczciwego Altemira? I opowiedział historję jego nieudanego, śmiesznego, niedorzecznego spisku.
— Bardzo niedorzeczne, rzekła Matylda, jakby do samej siebie, ale w tem był czyn. Chcę widzieć człowieka; przedstaw mi go pan, rzekła do zgorszonego margrabiego.
Hrabia Altamira był jednym z najzagorzalszych wielbicieli