Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

salonie. Rzecz osobliwa, zdawałoby się że stracił ten wyraz niewzruszonego chłodu, który mu był tak właściwy; nie miał już miny angielskiej.
— Rozmawia z hrabią Altamira, ze skazańcem! pomyślała. Oko jego płonie posępnym ogniem, wygląda na przebranego władcę; spojrzenie jeszcze dumniejsze niż zwykle.
Juljan zbliżył się, wciąż rozmawiając z Altamirą; wpatrywała się weń bacznie, studiując jego rysy, aby odnaleźć w nich owe wysokie przymioty, zdolne pozyskać człowiekowi zaszczyt śmierci na rusztowaniu.
— Tak, mówił Juljan do hrabiego Altamira przechodząc koło Panny de la Mole, Danton to był człowiek!
— O nieba! byłżeby on Dantonem? pomyślała Matylda; ale on ma rysy tak szlachetne, a ten Danton był straszliwie brzydki...
Juljan był jeszcze dość blisko, bez namysłu zawołała go; miała tę świadomość — nie wolną od dumy — że zadaje pytanie, jak na młodą pannę, dość osobliwe.
— Nieprawdaż, Danton był rzeźnikiem? rzekła.
— Tak w oczach niektórych osób, odparł Juljan z wyrazem ledwie ukrywanej wzgardy i z okiem jeszcze rozpłomienionem rozmową z Altamirą; ale, nieszczęściem dla ludzi dobrze urodzonych, był adwokatem w Méry-sur-Seine; to znaczy, pani, dodał złośliwie, zaczął tak jak wielu Parów, których tu widzę. To prawda, Danton miał olbrzymią wadę w oczach pięknych kobiet, był bardzo brzydki.
Ostatnie słowa wyrzekł szybko, dziwnym i z pewnością niezbyt grzecznym tonem.
Juljan czekał chwilę, lekko pochylony, z wyrazem dumy i ponury razem. Zdawał się mówić: Płacą mi za to bym pani odpowiadał, a ja żyję z tej płacy. Nie raczył podnieść oczu na Matyldę. Ona, ze swemi pięknemi oczami, w tej chwili nadmiernie rozszerzonemi i utkwionemi w Juljanie, wyglądała jak jego niewolnica. Wreszcie, skoro milczenie przeciągało się zbyt długo, spojrzał na nią jak służący patrzy na pana, pytając o rozkazy. Mimo że oczy jego