Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

spotkały wzrok Matyldy wciąż utkwiony w nim z tym samym dziwnym wyrazem, oddalił się z wyraźnym pośpiechem.
— On, tak rzetelnie piękny, rzekła wreszcie do siebie Matylda ocknąwszy się z zadumy, z takim zapałem wysławia brzydotę! Nigdy nie myśli o sobie samym! To nie Caylus ani nie Croisenois. Ten Sorel ma coś z miny mego ojca wówczas gdy tak dobrze udaje Napoleona na balu. Zapomniała zupełnie o Dantonie. Stanowczo, nudzę się dziś straszliwie. Ujęła pod ramię brata i, ku jego wielkiemu niezadowoleniu, zmusiła go aby się z nią przeszedł trochę po salach. Przyszła jej ochota posłuchać dalszej rozmowy skazańca z Juljanem.
Tłum był ogromny. Udało się jej przydybać ich w chwili, gdy, o dwa kroki przed nią, Altamira zbliżał się do tacy aby sięgnąć po lody. Rozmawiał z Juljanem nawpół doń zwrócony. Spostrzegł ramię w haftowanym rękawie sięgające również do tacy. Haft zwrócił widocznie jego uwagę, obejrzał się aby sprawdzić do kogo należy ta ręka. W jednej chwili, szlachetne i szczere jego oczy przybrały lekki odcień wzgardy.
— Widzisz tego człowieka, rzekł zcicha do Juljana; to książę d’Araceli, ambasador ***. Dziś rano domagał się mego wydania u ministra spraw zagranicznych, pana de Nerval. O, tego tam, który gra w wista. Pan de Nerval dość byłby skłonny mnie wydać, dostarczyliśmy wam bowiem paru spiskowców w 1816. Jeśli mnie oddadzą w ręce memu królowi, zawisnę na szubienicy w ciągu dwudziestu czterech godzin. I to jeden z tych ładnych paniczów z wąsikami ucapi mnie za kark.
— Nikczemni! wykrzyknął Juljan pół-głośno.
Matylda nie traciła ani słowa. Nuda pierzchła.
— Nie tak znów nikczemni, odparł hrabia. Ot, wspomniałem o sobie, aby ci dać żywy przykład. Popatrz na księcia d’Araceli; co parę minut spogląda na swoje Złote Runo; nie może się nasycić rozkoszą że widzi to cacko na swej piersi. Ten biedny człowiek jest, w istocie, anachronizmem. Sto lat temu, Złote Runo było za-