Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

Oczy jego wyrażały ogień przekonania oraz wzgardę dla pospolitych sądów ludzkich; spotkał się z oczami panny de la Mole stojącej tuż obok, i pogarda ta, miast zmienić się w wyraz uprzejmy i dworny, jakgdyby zdwoiła się jeszcze.
Dotknęło ją to, ale nie było już w jej mocy zapomnieć Juljana; oddaliła się z urazą, pociągając za sobą brata.
— Muszę się napić ponczu i dużo tańczyć, rzekła sobie; postaram się wybrać najświetniejszgo partnera i zrobić furorę. Wybornie, oto ów sławny impertynent, hrabia de Fervaques. Przyjęła zaproszenie, zaczęli tańczyć.
— Pokaże się, myślała, kto ma ostrzejszy języczek; ale, aby sobie zadrwić z hrabiego, muszę go rozgadać. Niebawem, reszta tancerzy udawała tylko że tańczy kontredansa: nie chcieli stracić ani jednej z ciętych replik Matyldy. De Fervaques mięszał się; znajdując jedynie gładkie słówka w miejsce myśli, nadrabiał minami; Matylda, podrażniona poprzedniem zajściem, dopiekała mu okrutnie i zrobiła sobie wroga. Tańczyła do rana, wreszcie opuściła bal śmiertelnie znużona. Ale, w powozie, resztka sił, jakie w niej jeszcze zostały, obróciła się przeciw niej: uczuła się smutna i nieszczęśliwa. Juljan wzgardził nią, ona zaś nie mogła nim gardzić.
Juljan był w zachwycie. Bezwiednie upojony muzyką, kwiatami, pięknością kobiet, wykwintem, a zwłaszcza, ponad wszystko inne, swoją wyobraźnią, która roiła o odznaczeniach dla niego a wolności dla całego świata, rzekł do hrabiego: — Co za piękny bal! Niczego tu nie brak.
— Brak myśli, odparł Altamira.
I fizjognomja jego wyrażała ową wzgardę, która jest tem dotkliwsza, im bardziej maskowana grzecznością.
— Wszak pan tu jesteś, hrabio. Czy to nie jest myśl, i to myśl w stanie buntu?
— Jestem tu dla mego nazwiska. Ale wasze salony nienawidzą myśli. Trzeba, aby była na wyżynie piosenki z wodewilu: wówczas może liczyć na nagrodę. Ale człowiek który myśli, którego