Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

pospolite uczucia; przytem nie muszą myśleć o środkach do życia! Cóż za nędza! dodał z goryczą; niegodny jestem rozprawiać o tak wielkich rzeczach! Życie moje jest pasmem obłudy, dlatego że nie mam tysiąca franków renty na chleb.
— O czem pan duma? spytała Matylda, wracając pędem.
Juljan znużony był wzgardą dla samego siebie. Przez dumę, wyznał szczerze swą myśl. Zaczerwienił się, opowiadając tak bogatej osobie o swem ubóstwie. Hardością tonu starał się podkreślić, że nie prosi o nic. Nigdy nie wydał się Matyldzie tak ładny: w oczach jego błyszczało uczucie i szczerość, których mu często brakło.
W niespełna miesiąc później, Juljan przechadzał się zamyślony po ogrodzie, ale twarz jego nie miała już owej filozoficznej dumy, w jaką oblekało go ustawne poczucie swej niższości. Odprowadził przed chwilą do pałacu pannę de la Mole, która twierdziła że wytknęła nogę biegając z bratem.
— Oparła się na mem ramieniu bardzo szczególnie! myślał. Czy jestem śmiesznym zarozumialcem, czy też ona w istocie coś do mnie czuje? Słucha mnie z twarzą tak słodką, nawet wówczas gdy jej zwierzam cierpienia mej dumy! ona, tak wyniosła! Zdumieliby się goście, gdyby ją ujrzeli z tą fizjognomją. To pewna, że dla nikogo nie ma tej dobroci i słodyczy.
Juljan starał się nie przeceniać tej osobliwej przyjaźni. Sam porównywał ją do zbrojnego pokoju. Za każdem widzeniem, nim wrócili do poufnego tonu z dnia poprzedniego, zadawali sobie jakgdyby pytanie: „Będziemy dziś przyjaciółmi czy wrogami?“ Juljan zrozumiał, że dać się raz znieważyć bezkarnie tej hardej dziewczynie, znaczy stracić wszystko. Jeżeli mamy się poróżnić, czyż nie lepiej aby się to stało odrazu, w obronie słusznych praw mej dumy, niż broniąc się przed wzgardą, jaką pociągnąłby najmniejszy kompromis?
Niejednokrotnie, w dniach złego humoru, Matylda próbowała tonów wielkiej damy: mimo że czyniła to bardzo zręcznie, Juljan