O piątej, Juljan otrzymał trzeci list: rzucono mu go pod drzwi. Panna znowuż uciekła. — Cóż za manja pisania! pomyślał śmiejąc się, kiedy można tak wygodnie rozmawiać! Nieprzyjaciel chce mieć moje listy, to jasne, i to w większej ilości.
Nie śpieszył się z otwarciem. — Znowu frazesy, pomyślał; ale, czytając, pobladł. Było tylko kilka wierszy.
„Pragnę się rozmówić z panem; muszę z panem mówić dziś wieczór; proszę być w ogrodzie z uderzeniem pierwszej po północy. Znajdzie pan koło studni drabinę ogrodową; niech pan ją przystawi do okna i wejdzie. Będzie dziś księżyc, mniejsza o to“.
Ha! jakże okrutny jest czas między powzięciem wielkiego zamysłu a wykonaniem! Ileż lęków! ile niepewności! Chodzi o życie. — Chodzi o więcej: o honor!
Schiller.
To zaczyna być poważne, myślał Juljan... i nieco zbyt wyraźne, dodał po zastanowieniu. Jakto! ta piękna panna może ze mną mówić w bibljotece z najzupełniejszą, Bogu dzięki, swobodą; margrabia, w obawie bym mu nie pokazał rachunków, nie zagląda tam nigdy. Jakto! pan de la Mole i hrabia Norbert, jedyne osoby które tu zachodzą, są prawie cały dzień za domem, można z łatwością wiedzieć kiedy wracają, i oto wyniosła Matylda, dla której ręka udzielnego księcia nie byłaby zbyt szlachetna, chce abym popełnił najobrzydliwszą nieostrożność!
To jasne, chcą mnie zgubić, lub conajmniej zadrwić ze mnie. Zrazu chcieli mnie zgubić przez moje listy; okazały się zbyt ostrożne; trzeba im czynu jaśniejszego niż dzień. Ci piękni panicze mają zbyt wysokie pojęcie o mej głupocie lub próżności. Tam do licha, w najpiękniejszą noc księżycową piąć się dwadzieścia pięć stóp na