Strona:PL Stendhal - Czerwone i czarne tom II.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

nie niebezpieczeństwo, nie czuł żadnego zapału. Poszedł po ogromną drabinę, czekał pięć minut aby dać czas na odwołanie rozkazu, i pięć minut po pierwszej przystawił drabinę do okna. Wszedł powoli z pistoletem w ręku, zdziwiony, że go nikt nie napada. Skoro się zbliżył do okna, otwarło się zcicha:
— Jest pan, rzekła Matylda wzruszona; śledzę pańskie ruchy od godziny.
Juljan był bardzo zakłopotany, nie wiedział jak się zachować, nie czuł ani śladu miłości. W zakłopotaniu swojem myślał że trzeba być przedsiębiorczym, spróbował uścisnąć Matyldę.
— Fe! rzekła odpychając go.
Bardzo rad że go odtrąciła, rozejrzał się dokoła. Księżyc świecił tak jasno, że cienie, jakie rzucał w pokoju panny de la Mole, były zupełnie czarne. — Mogliby tam doskonale ludzie być ukryci, tak że ich nie widać, pomyślał.
— Co pan tam ma w kieszeni? spytała Matylda, uszczęśliwiona że znalazła temat do rozmowy. Czuła się bardzo nieszczęśliwa; wszystkie uczucia skromności i lęku, tak naturalne u panny z wielkiego domu, odzyskały swą władzę i zadawały jej tortury.
— Mam rozmaitą broń i pistolety, odparł Juljan, niemniej rad że może coś powiedzieć.
— Trzeba odsunąć drabinę, rzekła Matylda.
— Jest bardzo duża; może stłuc szybę.
— Nie trzeba tłuc szyb, odparła Matylda, starając się napróżno odzyskać naturalny ton. Mógłby ją pan, jak sądzę, spuścić na sznurze. Mam zawsze zapas sznurów.
— I to ma być kobieta zakochana, pomyślał Juljan, ona śmie mówić że kocha! co za zimna krew! co za rozwaga, ostrożność! Nie, to jasne, nie pobiłem margrabiego de Croisenois, jak w swej głupocie sądziłem: jestem poprostu jego następcą. Ale, w gruncie, cóż mi to znaczy? Alboż ja ją kocham? pobiłem margrabiego w tem rozumieniu, że on będzie bardzo nierad z tego że ma następcę, a jeszcze bardziej że tym następcą jestem ja. Z jaką