chirurgowi dwa cekiny, z których był bardzo kontent; poczem, tytułem wdzięczności, wlano weń tyle wódki, iż w końcu zasnął spokojnie. O to chodziło. Przeniesiono go dalej w pole, zawinięto w papier cztery cekiny i włożono mu je do kieszeni; była to zapłata za osła, na którego wsadzono Juljana i rannego w nogę żołnierza. Przeczekano największy upał w starożytnej ruinie nad stawem; szli całą noc unikając wsi, wreszcie, na trzeci dzień, o wschodzie słońca, Juljan, niesiony przez swoich ludzi, obudził się w lesie Faggiola, w chatce węglarza, która była jego generalną kwaterą.
Nazajutrz po bitwie, siostry Wizytki znalazły ze zgrozą dziesięć trupów w ogrodzie i w korytarzu wiodącym od głównej bramy do żelaznej furty; załoga klasztorna liczyła ośmiu rannych. Nigdy klasztor nie zakosztował takiego strachu; słyszano niekiedy strzelaninę na ulicy, ale nigdy tylu strzałów w ogrodzie, w zabudowaniach klasztornych i pod oknami zakonnic. Rzecz trwała dobre półtorej godziny, przez ten czas panował w samym klasztorze nieopisany zamęt. Gdyby Juljan Branciforte pozyskał był najlżejszą pomoc której z zakonnic albo pensjonarek, byłby dopiął celu; wystarczyłoby aby mu otworzyły któreś z licznych drzwi wychodzących na ogród. Ale, przejęty oburzeniem i wściekłością na to co mienił wiarołomstwem Heleny, Juljan chciał działać jedynie siłą. Uważałby to za uchybienie samemu sobie, gdyby powierzył swój zamiar komukolwiek, ktoby go mógł powtórzyć Helenie. Jedno słowo przesłane Marjecie byłoby wystarczyło; byłaby otworzyła drzwi do ogrodu, mężczyzna zaś zjawiający się w sypialniach klasztoru, przy straszliwym akompanjamencie strzałów, zyskałby posłuch bez cienia oporu. Po pierwszych strzałach, Helena drżała o życie kochanka i myślała jedynie o tam aby ujść z nim razem.
Jak odmalować jej rozpacz, kiedy Marjeta opowiedziała