Strona:PL Stendhal - Kroniki włoskie.djvu/183

Ta strona została przepisana.

gdy księżna i jej teściowa osiadły w Gallese, nędznem siole niespełna o dwie mile.
Są to urocze miejscowości; ale dla nich to była banicja: wypędzono ich z Rzymu, gdzie dotąd władali tak zuchwale.
Marceli Capecce podążył, wraz z innymi dworzanami, za swą panią do mieściny przeznaczonej na jej wygnanie. W miejsce hołdów całego Rzymu, ta kobieta tak potężna kilka dni wprzódy i zażywająca władzy z upojeniem dumy, ujrzała dokoła siebie jedynie prostych chłopów, których zdziwienie tem żywiej przypominało jej upadek. Nie widziała żadnej pociechy; stryj był tak sędziwy, że prawdopodobnie nie zdążyłby już przed śmiercią odwołać bratanków. Na domiar nędzy, bracia nienawidzili się między sobą; szeptano zgoła, że książę i margrabia, którzy nie podzielali nieokiełzanych namiętności kardynała, przerażeni jego wybrykami, postarali się go oskarżyć przed stryjem swym papieżem.
Wśród tej głębokiej i straszliwej niełaski, zdarzyła się rzecz, która, na nieszczęście księżnej i samego Capecce, okazała, iż wówczas w Rzymie nie prawdziwa miłość pociągnęła Capeccego w trop Martuccji.
Pewnego dnia, kiedy księżna zawołała go, aby mu dać jakiś rozkaz, znalazł się z nią sam: rzecz która nie zdarzała się ani dwa razy na rok. Ujrzawszy że niema nikogo w sali, Capecce stał nieruchomy i milczący. Podszedł do drzwi aby zobaczyć czy go nikt nie może słyszeć w sąsiedniej sali, poczem ośmielił się przemówić tak:
— Pani, nie obruszaj się i nie przyjmij z gniewem szczególnych słów które odważę się wyrzec. Oddawna kochani cię bardziej niż życie. Jeżeli, wyzbywszy się wszelkiej rozwagi, ośmieliłem się patrzyć wzrokiem kochanka na twe boskie powaby, nie przypisuj winy tego mnie, ale nadprzyrodzonej sile która mnie popycha i mną porusza. Jestem na mękach, płonę ogniem; nie żądam ulgi dla pło-