Strona:PL Stendhal - Kroniki włoskie.djvu/185

Ta strona została przepisana.

ty. Mimo że książę korzystał jak istny młodzieniec ze wszystkich przewag swego dostojeństwa i daleki był od wierności żonie, kochał ją serdecznie i, jak można było mniemać, nie umiałby jej odmówić łaski, gdyby o nią prosiła usilnie.
Wyznanie, jakie Capecce ośmielił się złożyć księżnej, zdało się posępnej Djanie nieoczekiwanem szczęściem. Pani jej była dotąd rozpaczliwie cnotliwa; gdyby mogła poznać miłość, gdyby popełniła błąd, na każdym kroku potrzebowałaby Djany: faworyta mogłaby się wszystkiego spodziewać od kobiety, której znałaby tajemnice.
Miast zwrócić uwagę księżnej przedewszystkiem na to co winna jest samej sobie, a następnie na straszliwe niebezpieczeństwa jakie jej grożą na tak trudnym do oszukania dworze, Djana, porwana ogniem swej namiętności, mówiła swej pani o Marcelim Capecce tak jak mówiła samej sobie o Domicjanie Fornari. Wśród długich gawęd na tem pustkowiu, codziennie znajdowała sposób zwrócenia uwagi księżnej na wdzięk i urodę biednego Marcelego, który zdawał się tak smutny. Należał on, jak księżna, do jednej z pierwszych rodzin w Neapolu, wzięcie miał równie szlachetne jak krew; brakło mu jedynie owych dóbr, które kaprys losu mógł mu dać każdego dnia, aby się stał pod każdym względem równy kobiecie, którą ośmielił się kochać.
Djana spostrzegła z radością, że pierwszym skutkiem tych rozmów było zdwojone zaufanie księżnej.
Nie omieszkała uprzedzić Marcelego jak rzeczy stoją. Lato było niezwykle upalne, księżna przechadzała się często w lasach otaczających Gallese. O zmierzchu lubiła zażywać morskiego wietrzyku na uroczem wzgórzu wśród lasów, z którego szczytu widzi się morze zaledwie o dwie mile.
Nie uchybiając surowym prawom etykiety, Marceli mógł się znajdować w tym lesie; krył się tam (powiadają) i ukazywał się oczom księżnej dopiero wówczas, gdy była dobrze nastrojona pod wpływem rozmów z Djaną. Wtedy Djana dawała znak Marcelemu.