terasę, obsadzoną pomarańczami. Vanina odbyła kilka wizyt na mieście; za powrotem, główna brama była zastawiona przygotowaniami do iluminacji, powóz wjechał tedy dziedzińcem. Vanina podniosła oczy i ujrzała ze zdziwieniem, że jedno okno w apartamencie, który ojciec zamknął tak troskliwie, jest otwarte. Uwolniła się od swej damy, weszła na poddasze i póty szukała, aż znalazła zakratowane okienko, wychodzące na terasę strojną pomarańczami. Owo otwarte okno, które zauważyła, było tuż. Bezwątpienia w pokoju ktoś mieszkał; ale kto? Nazajutrz Vanina zdołała się wystarać o klucz od drzwiczek, wychodzących na terasę.
Podeszła na palcach do okna, które było jeszcze otwarte. Żaluzja pozwalała jej zostać niepostrzeżoną. W pokoju było łóżko, ktoś leżał w tem łóżku. Pierwszym jej odruchem było cofnąć się; ale spostrzegła suknię kobiecą, rzuconą na krzesło. Przyglądając się bliżej osobie spoczywającej w łóżku, ujrzała, że jestto blondynka, jak się zdawało bardzo młoda. Nie wątpiła już, że to kobieta. Suknia rzucona na krzesło była zakrwawiona; była też krew na damskim trzewiku, stojącym na stole. Nieznajoma poruszyła się; Vanina spostrzegła, że jest ranna. Szeroka opaska płócienna splamiona krwią okrywała jej piersi; opaska ta była umocowana jedynie zapomocą wstążek: to nie ręka chirurga założyła ją. Vanina zauważyła, że codzień, koło czwartej, ojciec zamyka się w swoich pokojach, a potem zachodzi do nieznajomej; niebawem wraca i siada do powozu, aby się udać do hrabiny Vitteleschi. Skoro tylko odjechał, Vanina biegła na terasę, skąd mogła widzieć nieznajomą. Owa młoda kobieta, tak bardzo nieszczęśliwa, żywo przemawiała do jej wyobraźni; Vanina siliła się odgadnąć jej dzieje. Zakrwawiona suknia rzucona na krzesło nosiła ślady jakgdyby pchnięć sztyletu: Vanina mogła policzyć jej dziury. Jednego dnia, ujrzała nieznajomą wyraźniej: błękitne jej oczy tonęły w niebie; zdawała się pogrążona w modlitwie. Niebawem łzy napełniły jej piękne oczy; młoda księżniczka ledwie mogła się wstrzymać aby do niej nie zagadać. Nazajutrz Vanina odważyła się ukryć na terasie przed
Strona:PL Stendhal - Kroniki włoskie.djvu/51
Ta strona została przepisana.