przybyciem ojca. Ujrzała don Hasdrubala, jak wchodził do nieznajomej; niósł koszyk, a w nim zapasy. Książę miał minę niespokojną, mówił niewiele. Szeptał tak cicho, że, mimo iż okno było otwarte, Vanina nie mogła dosłyszeć co mówi. Wkrótce wyszedł.
— Musi ta biedna kobieta mieć bardzo groźnych wrogów, pomyślała Vanina, skoro ojciec, z natury tak nieuważny, nie śmie się zwierzyć nikomu i zadaje sobie trud wspinania się codzień na poddasze.
Pewnego wieczora, kiedy Vanina wysuwała ostrożnie głowę ku oknu nieznajomej, spotkała jej oczy; wszystko się wydało. Vanina padła na kolana i krzyknęła:
— Kocham panią i chcę ci być pomocna.
Nieznajoma dała znak, aby weszła.
— Jakże winnam panią przepraszać, wykrzyknęła Vanina; moja głupia ciekawość musi się pani wydać niedelikatna! Przysięgam ci tajemnicę i, jeśli zażądasz, nie wrócę tu nigdy.
— Któż mógłby nie czuć się szczęśliwy, oglądając panią! rzekła nieznajoma. Czy mieszkasz w tym pałacu?
— Oczywiście! odparła Vanina. Ale widzę, że pani mnie nie zna: jestem Vanina, córka don Hasdrubala.
Nieznajoma objęła ją zdumionem spojrzeniem, zaczerwieniła się mocno, poczem dodała:
— Racz pani użyczyć mi nadziei, że będziesz mnie odwiedzała codzień; ale chciałabym, aby książę nie wiedział nic o tych odwiedzinach.
Serce biła Vaninie jak młotem; zachowanie się nieznajomej uderzyło ją swą szlachetnością. Biedna kobieta musiała się z pewnością narazić jakiemuś potężnemu człowiekowi; może w przystępie zazdrości zabiła kochanka? Vanina nie dopuszczała myśli, aby jej niedole mogły mieć jakąś pospolitą przyczynę. Nieznajoma opowiedziała, że ją zraniono w ramię; rana sięga aż do piersi i dokucza jej mocno. Często miała usta pełne krwi.
— I niema tu chirurga! wykrzyknęła Vanina.
Strona:PL Stendhal - Kroniki włoskie.djvu/52
Ta strona została przepisana.