pienia. „Ale czy to możliwe, aby on mnie już nie kochał?“ powiadała sobie Helena, przez trzy długie dni, które trwała nieobecność Juljana. Naraz, miejsce zgryzoty zajęła szalona radość: trzeciego dnia ujrzała go w samo południe, przechadzającego się pod pałacem jej ojca. Nigdy szlachetna jego postawa oraz dziarska fizjognomja nie jaśniały żywszym blaskiem; nigdy też nie mówiono tyle co tego dnia o ubóstwie Juljana. Mężczyźni a zwłaszcza młodzi ludzie mówili o nim z przekąsem; kobiety, a zwłaszcza młode dziewczęta, zachwycały się jego wspaniałą postacią.
Cały dzień Juljan przechadzał się po mieście; zdawałoby się, że chce sobie wynagrodzić owe miesiące zamknięcia, na które skazało go ubóstwo. Jak przystało człowiekowi zakochanemu, Juljan był dobrze uzbrojony pod swoim nowym strojem. Oprócz styletu i puginału, miał swje giacco (rodzaj długiej kamizelki ze stalowej siatki; bardzo jest niewygodna, ale leczy włoskie serca ze smutnej choroby, która dręczyła je w owych czasach; mam na myśli obawę aby nie paść na rogu ulicy z ręki wroga). Tego dnia, Juljan miał nadzieję ujrzeć Helenę; mierziło go przytem trochę zostać samemu w pustym domu; oto dlaczego. Ranucy, dawny żołnierz jego ojca, odbywszy z nim dziesięć kampanji w oddziałach rozmaitych condottieri, na końcu w oddziale Marka Sciarra, nie opuścił swego kapitana, kiedy go rany zmusiły do porzucenia służby. Kapitan Branciforte miał przyczyny aby się trzymać zdala od Rzymu: narażał się tam na spotkanie synów ludzi których zabił; nawet w Albano nie miał ochoty wydać się na łaskę władz. Zamiast kupić lub nająć domek w mieście, wolał raczej zbudować go sobie w sposób taki aby zdaleka widzieć każdego nadchodzącego. Znalazł w ruinach Alby cudownie miejsce; nie będąc spostrzeżonym przez niewczesnych gości można było schronić się w las, gdzie władał dawny jego przyjaciel i wódz, Fabrycy Colonna. O przyszłość syna kapitan Branciforte nie troszczył się zgoła. Kiedy się wycofał ze służby, mając dopiero pięćdziesiąt lat ale podziurawiony jak sito, obliczył że może jeszcze żyć jakieś dziesięć lat; jakoż, po zbudowaniu do-
Strona:PL Stendhal - Kroniki włoskie.djvu/97
Ta strona została przepisana.