Nazajutrz, kiedy Lamiel zeszła aby uściskać panią Hautemare, ciotka zdziwiła się bardzo, widząc że wdziała strój wieśniaczy, nawet ten wstrętny bawełniany czepek, który tak szpeci ładne twarzyczki w okolicach Bayeux.
Ten rys mniemanej skromności zjednał jej jednomyślny poklask całej wsi. Ten szpetny bawełniany czepek na głowie, którą widywano strojną w tak ładne kapelusze, był ulgą dla zawiści. Wszyscy uśmiechali się do Lamiel, kiedy się pojawiła we wsi w sabotach i zwykłej kiecce. Wuj, widząc że nie wraca, pobiegł za nią przez cały rynek.
— Dokąd idziesz? krzyczał wystraszony.
— Pobiegać trochę, odparła śmiejąc się; w tym zamku byłam jak w więzieniu.
I w istocie popędziła w stronę wsi.
— Poczekaj godzinkę, skoro tylko skończę lekcję, pójdę z tobą.
— A juści!... wykrzyknęła Lamiel — było to jedno z owych pospolitych słów, których szczególnie nie wolno jej było używać w zamku — a juści, potrafię się obronić sama od złodziei! I popędziła w sabotach aby przeciąć dyskusję.
Zrobiła więcej niż dwie mile, zatrzymywała się ze wszystkiemi dawnemi przyjaciółkami które spotkała; kiedy wreszcie wróciła, była czarna noc. Bakałarz gotował już reprymendę, mającą wykazać jak niewłaściwem było dla dziewczyny w jej wieku biegać po nocy, ale przerwała mu w pół słowa godna połowica, która potrzebowała dać upust zdumieniu, podziwowi i zazdrości, jakiemi ją przepełniły bielizna i jedwabie, zawarte w pakietach przyniesionych z zamku.
— Czy to możliwe, żeby to było twoje? wykrzyknęła ze smutnym podziwem.
Po szczegółowych rozważaniach każdego przedmiotu, które wydawały się dziewczynie bardzo długie, pani Hautemare przybrała ważną minę, która kłóciła się z tonem jej głosu, i dodała:
Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/107
Ta strona została uwierzytelniona.