Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

nie, że Jan stracił miejsce przez nią. Szukała go, znalazła w tydzień później prowadzącego wóz sąsiada; podbiegła i dała mu dwa napoleony. Zdumiony Jan rozejrzał się czy niema nikogo na gościńcu, uściskał Lamiel i skaleczył ją brodą; odepchnęła go żywo, ale i tak postanowiła się dowiedzieć co ma sądzić o miłości.
— Bądź jutro o szóstej w lesie, tam gdzieśmy byli zeszłej niedzieli; przyjdę.
Jan począł się drapać za ucho:
— Bo to (powiedział w końcu po wielu uśmieszkach i zapewnieniach że panienka jest tak łaskawa), bo to — wyjąkał wreszcie Jan — moja robota nie będzie gotowa jutro. Ułożyliśmy się na sześć franków dziennie; jutro wrócę z wozem aż o ósmej.
— Kiedy będziesz wolny?
— We wtorek. Ale nie, znów będzie może coś do roboty, a dadzą mi pieniądze w rękę aż wówczas gdy wszystko będzie skończone. We środę to najpewniejsze, jeżeli nie chcę nic stracić.
— Bardzo dobrze; dam ci dziesięć franków, przyjdź do lasu bez ochyby we środę, o szóstej z wieczora.
— Och, za dziesięć franków, jeżeli panienka sobie życzy, to przyjdę i jutro, we wtorek, ponkt o szóstej.
— Więc dobrze, jutro wieczór, rzekła Lamiel zniecierpliwiona chciwością bydlaka.
Nazajutrz zastała Jana w lesie, był odświętnie ubrany.
— Uściskaj mnie, rzekła.
Uściskał ją. Lamiel zauważyła, że, w myśl jej rozkazu, był świeżo ogolony; zaznaczyła to z uznaniem.
— Och! to się należy, odparł żywo, to prawo panienki; panienka płaci dobrze i taka jest ładna!
— Słuchaj, ja chcę być twoją kochanką.
— A, tak, to co insze, rzekł Jan tonem zaaferowanym; i wówczas, bez zapału, bez miłości, młody Normandczyk posiadł Lamiel.
— Niema nic więcej? spytała Lamiel.
— Niema, odparł Jasiek.