Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

który nie robił wrażenia zbyt namiętnego kochanka. Sokół już nie może; nie ma pani pojęcia o błocie w tej okolicy.
— Jeszczeby nie! wieśniaczka taka jak ja zna to dobrze!... Lubię Sokoła, bo pana ośmiesza: w tej chwili kocha go pan sto razy więcej niż tę, którą nazywasz pompatycznie swoją ukochaną. To mi nie robi żadnej przykrości, ale jest śmieszne dla pana.
Ta uwaga, która miała być tylko złośliwością, była zupełną prawdą. Niegdyś Lamiel była bliska zakochania się i pokochania księdza Clement. Co się tyczy księcia, przyglądała mu się przez ciekawość i dla nauki.
„Oto więc, powiadała sobie, to co księżna nazywa człowiekiem z towarzystwa? Sądzę, że, gdyby trzeba było wybierać, wolałabym raczej głupiego Jaśka, który mnie kochał za pięc franków. Zobaczmy co on za minę zrobi na moje propozycje. Nie ma już swego Duvala, którego spryt i bezczelność sprowadziły jego trud do sprawy pieniężnej. Jak u licha ten laluś weźmie się do rzeczy? Może nie weźmie się wcale; zlęknie się, i będzie mnie ściskał w ramionach jak lichą fuzję. Zobaczmyż.
— Mój śliczny Fedoruchna, ten biedny Sokół (koń czystej krwi, który omal nie wziął nagrody na wyścigach w Chantilly, gdzie chłopi są natyle sprytni, że sobie każą płacić za kurczę dwa ludwiki) jest cały przemoczony, a pan nie ma koca: może się przeziębić. Radzę panu, niech pan zdejmie surdut i okryje go. Zamiast się zabawiać ze mną, powinienby pan przeprowadzić Sokoła po lesie.
Fedor nie mógł odpowiedzieć, tak był niespokojny o konia, tak bardzo Lamiel miała słuszność!
— To nie wszystko, ciągnęła; zdarzy się panu coś gorszego: szczęście spada panu na kark.
— Jakto? rzekł Fedor oszołomiony.
— Ucieknę z panem, i zamieszkamy w jednym pokoju w Rouen, w jednym pokoju, rozumiesz?
Książę stał nieruchomy, zlodowaciały ze zdumienia: Lamiel uśmiechnęła się rozbawiona, poczem mówiła dalej: