— Zdaje się, proszę pana, rzekła, że pan jest przyzwyczajony zdobywać od pierwszego spojrzenia?
— To prawda, rzekł kupczyk, że normandzkie piękności nie bywają dla mnie okrutne.
— Z pewnością jest pan dziś nie mniej miły niż zwyczajnie; oto już godzina jak się pan do mnie umizga, szczycę się tem że jestem Normandką, czem więc się dzieje, że mi się pan wydaje śmieszny i nudny?
Rozległ się powszechny śmiech. Lowelas pchnął z wściekłością krzesło i wyszedł z sali.
Lamiel zauważyła młodego człowieka bardzo brzydkiego i widocznie nieśmiałego; zwróciła się doń z wdziękiem: zaledwie zdołał odpowiedzieć, zarumienił się po białka. W ciągu kilku minut Lamiel zyskała w nim obrońcę. Poradził jej półgłosem, aby poprosiła gospodyni o herbatę i aby go zaprosiła do towarzystwa.
— Da jej pani zarobić trzydzieści pięć su, i za tę cenę znajdzie w niej pani opiekę na całą noc.
Lamiel posłuchała rady i zaprosiła na herbatę nieśmiałego młodzieńca, który, jak się pokazało, był aptekarzem.
— Nieprawdaż, rzekł do gospodyni pochwaliwszy herbatę, że ta pani jest za ładna aby podróżować sama? Oczy ma nadto żywe; trzebaby przybrać tępszą minę, że jednak taka metamorfoza jest dla niej niemożliwa, dam jej receptę.
Wygłoszone pompatycznie słowo metamorfoza zdobyło serce gospodyni. Aptekarz ciągnął coraz to pompatyczniej:
— Aptekarze trą w moździerzu liście ruszczyku, wiecie panie, te liście z kolcami na brzegu tak pięknego zielonego koloru. Czyby to pani sprawiło przykrość, rzekł zwracając się specjalnie do Lamiel, przyłożyć taki utarty liść na policzek?
Propozycję przyjęto wybuchem śmiechu.
— A poco ta operacja? spytała Lamiel.
— Dopóki pani nie umyje policzka, będzie pani brzydka. Byleby pani kryła ten policzek chusteczką, przysięgam pani, że żaden
Strona:PL Stendhal - Lamiel.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.