karjerę; ale nie może: broni jej tego nuda i obrzydzenie; mierzi ją tak samo mieszczański snobizm jak wprzód arystokratyczna i bezmózga nadętość. Toteż Stendhal nie widzi innego godnego końca dla swej bohaterki, jak uśmiercić ją: i to w jakiż romantyczny sposób!
Szkoda, że nie mamy tej książki w całości; byłoby to może arcydzieło Stendhala. Ale i w tej niekompletnej postaci, sądzę że panna Lamiel warta jest aby z nią zawrzeć znajomość. Wszystkich, którzy kochają Czerwone i czarne (a jest ich w Polsce cały legjon, wiem o tem) zelektryzuje niewątpliwie wiadomość o żeńskiej odbitce Juljana Sorel, i to odbitce nieskończenie przewyższającej urokiem tego ambitnego i ponurego młodzieńca.
Kiedy myślę o Stendhalu i jego kulcie u nas, zawsze staje mi w pamięci Żeromski, dla którego Stendhal pozostał do końca najukochańszym pisarzem. Czy znał Lamiel, czyby mu się podobała? Raczej przypuszczam że nie znał. Ale zainteresowałaby go z pewnością ta harda i niespokojna dziewczyna, która, jak jego Ewa, też znalazła swego hrabiego Szczerbica, a skończyła na Pochroniu...